poniedziałek, 14 grudnia 2009

Coraz bliżej Święta

Jest kilka rzeczy o których wypadałoby napisać w tym, najprawdopodobniej ostatnim wpisie w tym roku.

Choinka
Na początek najważniejsze: mamy choinkę! Niby prozaiczna sprawa, ale nam co roku sprawia wiele problemów. Spróbujcie znaleźć w Krakowie sosnę! Jest wszystko: jodły, świerki, jabłonie i modrzewie. Ale jak na złość o sosny strasznie trudno. A jak wiadomo, bez sosny, to tak jakby z plastikiem...

niedziela, 6 grudnia 2009

Wakacje na progu zimy

Dziś po raz kolejny nie będzie ani słowa o szukaniu, kupowaniu a już na pewno o urządzaniu mieszkania. Nie niepokójcie się jednak. Zbliża się czas, gdy i o tym zaczniemy pisać intensywniej. Tymczasem dziś chcielibyśmy powrócić na chwilę do wydarzeń nie tak bardzo odległych w wymiarze czasowym, ale za to maksymalnie oddalonych w wymiarze porarokowym. A dokładniej do tego, co miało miejsce późną wiosną.

środa, 25 listopada 2009

Surowce wtórne to nie śmieci

W naszym mieście co kilka miesięcy na przystankach komunikacji miejskiej pojawiają się plakaty propagujące segregację śmieci. Hasła typu "wyrzucaj z głową", "nie śmieć, wstydu oszczędź" czy "sprawdź gdzie dzwony biją" zapadły nam w pamięć. Można pomyśleć, że akcja marketingowa odniosła sukces. Przekaz trafił do nas - czyli do targetu. Problem w tym, że za hasłami szło niewiele wiedzy praktycznej.

środa, 18 listopada 2009

Internet jest po naszej stronie

W natłoku obowiązków związanych z opieką i wychowaniem pofpolów, niezmiernie trudno jest znaleźć czas na realizację własnych marzeń. Nie pozostajemy jednak bezczynni i każdą (jedyną) wolną chwilę tygodnia spędzamy na przekopywaniu serwisów ogłoszeniowych. Jak na razie bez widocznych rezultatów, choć nie ustajemy w poszukiwaniach.

wtorek, 27 października 2009

Tatowe inwestowanie w edukację

Ta decyzja dojrzewała w Tacie już od kilku dziesięcioleci. Dojrzewała długo. Może nawet bardzo długo. Wielu powie, że za długo. Niemniej jednak pewnego lipcowego dnia ujrzała światło dzienne. Zdarzenie to miało miejsce na progu pewnej instytucji.

sobota, 24 października 2009

Kocie wakacje

Nasza kotka spędziła sporą część wakacji w domu. Ale nie w naszym domu, tylko w sensie domu wolno stojącego w przeciwieństwie do miejsca, w którym zazwyczaj mieszka czyli mieszkania.

czwartek, 22 października 2009

Nagonka na "Rodzinę na swoim"

Ostatnio w jednej z internetowych gazet często czytanych przez Tatę pojawiło się kilka artykułów na temat "kredytów z dopłatą". Niby nic ciekawego, bo przecież kredyty te są bardzo popularne, ale zastanawiające jest, że artykuły te mają dość negatywny wydźwięk a ich autorzy raczej przestrzegają przed braniem tego typu kredytów.

niedziela, 11 października 2009

Pomysłowy Bomblomil

Jesień już przyszła. Widać to gołym okiem za oknem. O ile jeszcze przedwczoraj dało się wyjść na zewnątrz, zebrać kiść żółtych, brunatnych, czerwonych, bordowych i brązowych liści, zapakować je pod antyramkę oraz do szklanego wazonu, o tyle wczoraj taka sztuka nam się nie udała. Po 148 metrach, mokrzy i zmarznięci zawróciliśmy do domu. Tam, patrząc za okno, stwierdziliśmy bezapelacyjnie, że jesień już tu jest.

sobota, 10 października 2009

Pierwsze dni z nowymi limitami

Nowy limit w programie Rodzina na swoim, ten, który nas najbardziej interesuje - krakowski, wygląda bardzo interesująco. Pomalutku się z nim oswajamy, badamy go z każdej strony i ostrożnie głaszczemy. Nie jest do nas jakoś szczególnie bojowo nastawiony, więc nawet spanie z nim w tym samym pokoju nas nie niepokoi. A ponieważ pojawił się w naszym życiu tak niespodziewanie, koniecznie musieliśmy się z tym przespać. Nie obawiamy się, że w nocy, pod osłoną ciemności rzuci się na nas z zębami. Właściwie, to jest taki dość milutki i łasi się niemiłosiernie. Ale ciągle jeszcze nie wiemy, czy jest mały, ale wygląda na duży, czy wręcz przeciwnie, jest ogromny, ale nam się wydaje za mały...

piątek, 2 października 2009

Po wakacjach

Jak już wszyscy wiecie, wakacje w tym roku się skończyły. Może niekoniecznie dla wszystkich, ale na pewno dla kogoś. Uczniowie zasiedli w ławach szkolnych już kilka tygodni temu. Przed chwilą dołączyli do nich studenci. Pozostała część społeczeństwa skazywana jest właśnie na jesień. Jak do tej pory przebiega to dość delikatnie (idealnie pasuje tu określenie "złota polska") i poza przejmującym mrozem nic właściwie nie wskazuje na to, że lata już z nami nie ma.

Wracając do myśli przewodniej tego bloga, zapewne wielu z Was zadaje sobie pytanie, co tak naprawdę robiliśmy przez ostatnie kilka miesięcy. Zarówno związanego z naszym wymarzonym mieszkaniem jak również całkiem z nim nie związanego. Prawda jest taka, że gdyby ktoś z Was miał chęć zapytać nas o to pierwsze wprost, nasz dialog wyglądałby zapewne jakoś tak:
- Hej! Co tak naprawdę robiliście przez ostatnie kilka miesięcy w sprawie waszego wymarzonego mieszkania?
- Nic.

Tak, trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie ten dialog musiałby wyglądać. Ale nic straconego, dajemy Wam jeszcze jedną szansę:
- Może chociaż oglądaliście jakieś mieszkania?
- Nie.
- Może chociaż przeglądaliście ogłoszenia w prasie albo w internecie?
- Nie.
- No to może rozmawialiście z jakimiś przedstawicielami banków, deweloperów, dostawców dywanów?
- Nie.
- Artykuły w gazetach?
- Nie.
- Ogłoszenia na słupach?
- Nie.
- Jakieś małe targi mieszkaniowe?
- Nie.
- Czyli nic nie zrobiliście?
- Nic.

Taka jest prawda i musicie się z nią oswoić. My się oswoiliśmy i bijemy się oczywiście nogami w piersi i zarzekamy się, że to się już nigdy nie powtórzy, że będziemy pamiętać, że następnym razem będziemy już grzeczni. Niczym trzyipółlatek przyłapany z jedną nogą na stole kuchennym z miseczką po rosole w jednym ręku, trzymający drugą ręką kota, wbitego pazurami w lodówkę, za ogon i krzyczący: "Ale ja cię lubiem koteczku!"... Żeby nie było wątpliwości, rosół wraz z makaronem (wolicie określenie makaron czy kluski?) zalega na każdej powierzchni, która zapewne i bez tej dodatkowej warstwy idealnie by się nadawała do poślizgnięcia się na niej. To jest niesamowite, że dziecku w pewnym wieku potrzeba tylko dwóch punktów oparcia dla zachowania równowagi. Na przykład stopy w mokrej skarpetce na krawędzi śliskiego stołu i ogona kota zwisającego skądinąd.
Wracając do tematu. Pozostaje jeszcze pytanie o to, co wobec tego robiliśmy w tym letnim czasie? Odpowiedź prawdopodobnie pojawi się kiedyś na łamach tego bloga, więc zaglądajcie co jakiś czas, bo naprawdę będzie o czym czytać!
A teraz to co najważniejsze. My się przyznaliśmy do naszej bezproduktywności. Pytanie, co Wy zrobiliście mając do dyspozycji tyle wolnego czasu? I niech nasza historia nie będzie dla Was żadnym usprawiedliwieniem!

czwartek, 1 października 2009

Nowe wskaźniki w IV kwartale 2009 dla Rodziny na swoim

Jest już oficjalna informacja na stronach Banku Gospodarstwa Krajowego o średnich wskaźnikach przeliczeniowych kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych obowiązujących w czwartym kwartale 2009 roku. Z tej strony można pobrać ten dokument, gdzie jest napisane, że średnich wskaźnikach przeliczeniowych kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych w Krakowie, czyli informacja, która wciąż (mimo, że nie informowaliśmy Was o tym już od dłuższego czasu) nas najbardziej interesuje, to 6055zł.

Widać więc wyraźny wzrost z poziomu 534,30zł. Zmianie uległa również wartość stopy referencyjnej stanowiącej podstawę ustalenia wysokości dopłat do procentowania kredytów preferencyjnych do poziomu 6,20%. Spadek ten jest spowodowany spadkiem trzymiesięcznego wskaźnika WIBOR, który stanowi podstawę do ustalania wysokości tej stopy.

Co to tym razem dla nas oznacza?

Po pierwsze, Kraków jest już mniej inny. Co prawda wciąż odstaje od Poznania, Wrocławia, Warszawy, Bydgoszczy, Torunia, Olsztyna, ale udało mu się dogonić Łódź. Co prawda ceny mieszkań w Krakowie również odstają od cen w większości miast, ale w drugą stronę...

Po drugie, wygląda na to, że deweloperzy postawili na swoim i nie zmniejszając cen w okresie wakacyjnym, udało im się osiągnąć ceny mieszkań które teraz czasem wpadają pod ten nowy limit.

Po trzecie, konieczność poprawienia domyślnych wartości w naszym kalkulatorze, co niniejszym uczyniliśmy.

Ciąg dalszy nastąpi. Rozpoczęcie nowego roku akademickiego zobowiązuje. Czas rozpakować walizki i powrócić z realnych wakacji do pracy nad wymarzonym mieszkaniem.

wtorek, 5 maja 2009

A jak już będziemy mieć mieszkanie, to wtedy co?

Rachunki, rachunki, rachunki...
Taki na przykład rachunek za prąd. Niby prosta sprawa - przychodzi, my go bierzemy, zanosimy do odpowiedniego okienka i opłacamy. Normalnie jak w bajce, jak w jakimś idealnym, naoliwionym mechanizmie. No po prostu żyć i nie umierać. Tylko, czy aby na pewno?

Jakiś czas temu, przy okazji jednej z podwyżek cen energii elektrycznej trafił się nam taki interesujący artykuł: Dostałeś rachunek za prąd to zobacz za co naprawdę płacisz. Po jego lekturze można stwierdzić, że to co popularnie nazywamy rachunkiem za prąd, tak naprawdę z prądem ma mniej wspólnego niż myśleliśmy.

Z tytułu posta można by wywnioskować, że w tej chwili nie mamy tej wątpliwej przyjemności opłacania rachunku za prąd i czekamy z możliwością skorzystania z niej aż do chwili nabycia mieszkania. Otóż nic bardziej mylnego. Tak się składa, że obecna umowa wynajmu lokalu, w którym zamieszkujemy nakłada na nas obowiązek uiszczania takich właśnie opłat. Tak się złożyło, że kilka dni temu dostaliśmy nowe rozliczenie za poprzednie pół roku i przy tej okazji obejrzeliśmy dokładnie fakturę wystawioną przez naszego dostawcę energii. I co? Rzeczywiście, to co wcześniej wyczytaliśmy z powyższego artykułu jest prawdą. Na fakturze osobno wymienione są pozycje:
  • Energia elektryczna
  • Opłata jakościowa
  • Opłata dystrybucyjna zmienna
  • Opłata przejściowa
  • Opłata dystrybucyjna stała
  • Opłata abonamentowa

Na dodatek, po podliczeniu sum dla poszczególnych miesięcy okazało się, że energia elektryczna to tak naprawdę zaledwie 49,1% kwoty, którą za cały ten okres zapłaciliśmy. A reszta? Reszta to właśnie opłaty. Najśmieszniejsza z nich to opłata jakościowa, która w naszym wypadku to trochę ponad 2 złote miesięcznie. Jest to "opłata zmienna, która pokrywa koszty utrzymania równowagi systemu elektroenergetycznego". Aż strach pomyśleć o jaką równowagę tu chodzi, może ta równowaga jest bardzo istotna i jej zaburzenie mogłoby wywołać jakąś katastrofalną reakcję łańcuchową? W takiej sytuacji te 2 złote, to chyba nie jest wygórowana cena.

Tymczasem liczyliśmy dalej i wyszło nam, że zużywamy 168,8 kilowatogodzin energii elektrycznej miesięcznie i to w miesiącach zimowych, o ile można je tak nazwać. Czy to dużo, czy mało? Jeżeli policzymy, że jest to tyle, co zużyłyby 4 żarówki 60 watowe, działając dzień i noc przez miesiąc, to wygląda na to, że mało. Dodatkowo, według tego źródła przeciętna czteroosobowa rodzina zużywa 4500 kilowatogodzin energii elektrycznej rocznie, podczas gdy nasza czteroosobowa rodzinka zaledwie odrobinę ponad 2000. Może to dlatego, że czteroosobową rodziną zostaliśmy stosunkowo niedawno, choć prawda jest taka, że przy malutkim dzidziusiu jednak częściej robi się pranie. Nawiasem pisząc, w powyższym artykule jest kilka porad, jak zrobić aby tej energii zużywać jeszcze mniej.

Wychodzi na to, że i bez szczególnego oszczędzania (no może poza tym, że nie mamy telewizora, choć z drugiej strony używamy nie najnowszej a co za tym idzie zapewne niezbyt energooszczędnej kuchni elektrycznej) nie zużywamy dużo energii a moglibyśmy zużywać jeszcze mniej, gdybyśmy nie prali, nie gotowali i siedzieli po ciemku. Wniosek jest taki, że mamy jeszcze jakieś pewne pole do manewru. A na razie nie pozostaje nam nic innego jak wziąć rachunek, zanieść go w odpowiednie miejsce i zrobić z nim to co należy.

Ciekawe jak to wygląda u Was? Czytaliście kiedyś swoje faktury? Zastanawialiście się za co tak naprawdę płacicie? Czy Wy też zużywacie tak zadziwiająco mało prądu i płacicie tak dużo dziwnych opłat?

środa, 8 kwietnia 2009

Spłaciliśmy kartę kredytową

Jakoś umknęła ta informacja w natłoku wielu innych i, pozornie nieistotna, nie pojawiła się w poprzednich wpisach, mimo, że już kilka dni od tego faktu minęło. Jej nieistotność rzeczywiście jest pozorna, bo okazuje się, że żeby dostać kredyt na jakąś astronomiczną kwotę celem zakupienia czegoś idealnego, jak dowiedział się dziś Tata w jednym z banków, musimy wykazać się brakiem zobowiązań finansowych w stosunku do innych banków. Nie jest to oczywiście jedyny warunek, inne to na przykład ukrycie wydatków na samochód, wliczenie premii do wypłaty, załatwienie rozdzielności majątkowej i obowiązkowo spłata rozłożona na pół tysiąca rat.

Wracając do karty. O tym, że warto zrobić wpis o pozbyciu się tego obciążenia, przypomniał nam AppFunds na swoim blogu. Bo nie chodzi tu bynajmniej o taką zwykłą spłatę. To coś więcej. To jest spłata bez konieczności zaciągania kolejnego kredytu. Jak wszyscy wiemy, karty kredytowe dają nam możliwość pożyczenia od banku pieniędzy na pewien procent. Inaczej nie nazywałaby się "kredytowa". Jest to oczywiście bardzo wygodne dla użytkownika, dając mu możliwość kupienia czegoś, na co go w danej chwili nie stać, a być może będzie go stać w przyszłości. Kredyt taki jest często bardzo wysoko oprocentowany, choć zdarzają się wyjątki. Ze względu na to wysokie oprocentowanie, karty kredytowe, mimo swoich zalet, nie cieszyłyby się tak dużym zainteresowaniem, gdyby nie tak zwany okres bez-odsetkowy. Banki, aby zachęcić swoich klientów do brania plastikowych kredytów, umożliwiają spłatę zadłużenia bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów, o ile spłata ta nastąpi nie później niż 30, 50, 54 albo i więcej dni od momentu dokonania transakcji. I tu jest haczyk pogrzebany.

Jeżeli jesteście rozsądnymi użytkownikami, karta kredytowa może Wam służyć. Jeżeli jednak nie zachowacie rozwagi, będziecie zmuszeni służyć jej. Jeżeli jesteście w stanie spłacić swoje zobowiązanie w stosunku do banku w czasie bez-odsetkowym, tracicie niewiele (w postaci opłaty za wydanie i corocznej opłaty za użytkowanie), ale jeżeli zrobicie to choćby dzień później, konsekwencje mogą być duże i z każdym kolejnym dniem będą rosnąć. I gdyby wszyscy byli rozsądni, zapewne bankom nie opłacałoby się udzielanie takich pożyczek. My początkowo myśleliśmy, że jesteśmy rozsądnymi użytkownikami naszej podstępnej karty kredytowej. Bo przecież spłacaliśmy zadłużenie w terminie, który gwarantował, że nie ponosiliśmy żadnych kosztów. Przez kilka lat utrzymywaliśmy taki stan rzeczy, i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że z miesiąca na miesiąc to zadłużenie było coraz większe i z każdej kolejnej wypłaty należało oddać bankowi coraz większą ilość złotówek. Wpadliśmy w spiralę. Spiralę zadłużenia. Można śmiało powiedzieć, że co miesiąc spłacaliśmy kredyt, zaciągnięty dwa miesiące wcześniej, zaciągając kolejny kredyt.

Wcale nie jest tak, że nam się to podobało. Wręcz przeciwnie, przyprawiało o ból zębów i obgryzione paznokcie. Po prostu co miesiąc trzeba było zapłacić taką kwotę, że to, co pozostało nie wystarczało na przeżycie do końca miesiąca, więc znów trzeba było użyć karty kredytowej. Kilka razy podejmowaliśmy bezskuteczne próby pozbycia się tego balastu. Aż do tego miesiąca. Dzięki systematycznemu podejściu do oszczędzania, o którym wspominaliśmy wcześniej, udało nam się odłożyć dużo więcej złotówek niż było potrzeba na pozbycie się tego plastikowego kamienia u szyi.

W ten sposób kilka dni temu ostatecznie rozprawiliśmy się z problemem jakim, niepostrzeżenie, stała się dla nas karta kredytowa. Ogólnie naszą przygodę można podsumować tak:
  • nie wydaliśmy na nią ani grosza, firma Taty pokryła koszty wydania i rocznych opłat i zawsze co miesiąc spłacaliśmy zadłużenie do zera
  • rzeczywiście, czasem się przydała, gdy kupowaliśmy coś, na co nie było nas stać, ale było nam potrzebne
  • kosztowała nas naprawdę dużo stresów, gdy trzeba było dla niej co miesiąc oddać pół wypłaty

Teraz, ten etap mamy już za sobą, możemy cieszyć się wypłatą w całej swej okazałości. Karta jest gotowa do likwidacji. Dzięki temu nasza zdolność kredytowa w oczach banków wzrośnie o kilkanaście stów. Może starczy na jakiś mebel.

Jeżeli Wy też macie taki niezauważalny problem w Waszych portfelach, nie obawiajcie się i natychmiast przystąpcie do pozbywania się go. To naprawdę może zaoszczędzić trochę pieniędzy, a na pewno usunie z Waszego życia co najmniej jeden problem.

Na koniec przypomnijmy sobie, jaki jest nasz cel, aby nie zniknął on nam z oczu zagrzebany gdzieś pod stosem planów mieszkań, wzorców umów kredytowych i arkuszy wypełnionych obliczeniami:
W tym roku kupujemy mieszkanie.

A to nasze zasoby, które będziemy pożytkować w trakcie osiągania naszego celu:
Tata - 1szt.
Mama - 1szt.
Dzieci - 2szt.
Kot - 1szt.
Tysiące PLNów leżących na koncie w banku - prawie 9szt.
Tysiące PLNów co miesiąc zasilających nasze konto w banku - 5 i pół szt (paradoksalnie, w stosunku do sytuacji za oknem, jakaś podwyżka miała tu miejsce).
Czas - 1,5szt (jak się chce to i parędziesiąt minut tygodniowo się znajdzie).
Determinacja - obecna (wbrew pozorom trochę nam się chce).

Tymczasem znikamy na kilka dni, aby w spokoju i w rodzinnym gronie, z dala od łącz internetowych, rozkoszując się otaczającą nas przyrodą, której urodę uwydatnia przyjemna temperatura powietrza, odpocząć od trudów i znoju związanych z naszymi poszukiwaniami.

Życzymy Wam Wesołych Świąt!

niedziela, 5 kwietnia 2009

Jajka pomalowane

Przygotowania do świąt idą pełną parą. Kartki świąteczne wypisane, jajka pomalowane, bak napełniony. Staramy się, bezskutecznie, trwać przy naszym postanowieniu, że nie będziemy myśleć o mieszkaniu aż do świąt.

Bezskutecznie dlatego, że Tata był wczoraj w ostatnim, przed czwartkowym wyjazdem, umówionym do oglądania mieszkania. I okazało się, że nie jest to może, opisywane przez nas wcześniej, mieszkanie idealne, ale posiada niemal wszystkie jego cechy. Poza dwiema. Po pierwsze, nie ma piwnicy czy też, jak kto woli, komórki lokatorskiej, choć posiada oddzielny, zamykany garaż ze sporą wnęką, gdzie spokojnie zmieszczą się rowery, kilka regałów, stare łóżko, stół i kilka krzeseł, więc ujdzie. Po drugie, jest trochę droższe niż limit zakładany przez "Rodzinę na swoim", mimo, że limit wzrósł. Tak, jest w naszym zasięgu, nawet jeśli nie zdecydujemy się na pomoc rządu, ale nie będziemy mieli możliwości wykończenia go. A przecież, nie po to się kupuje mieszkanie, żeby potem mieszkać na betonie przez 30 lat, do czasu spłaty kredytu. Choć i takie myśli chodzą nam po głowach. Co ciekawe, mieszkanie jest z rynku wtórnego, ale nie wykończone - nadal w stanie deweloperskim.

Nie pozostaje nam nic innego, jak próba negocjacji ceny. Jeżeli się nam powiedzie, to szybciutko załatwiamy kredyt, finalizujemy transakcję, i bierzemy się za malowanie ścian, meblowanie wszystkich trzech pokoi, siedzenie w niedzielne popołudnia na balkonie z widokiem na zieleń, montowanie półek w garderobie i spiżarni, instalację wanny, układanie 63 metrów kwadratowych podłóg i wiele, wiele innych cudownych czynności, o których nie możemy obecnie przestać myśleć. Żeby się tylko udało. Macie może jakiś sprawdzony sposób na zbicie ceny?

I w takim właśnie stanie wewnętrznego chciejstwa oczekujemy na nadchodzące kilka dni wolnego. Korzystamy z wiosny, spacerując nad stawami, wdychając świeże powietrze i delektując się ciepłymi promieniami słońca. Bardzo się staramy nie myśleć o mieszkaniu. Naprawdę.

środa, 1 kwietnia 2009

Nowe wskaźniki w II kwartale 2009 dla Rodziny na swoim

Jest już oficjalna informacja na stronach Banku Gospodarstwa Krajowego o średnich wskaźnikach przeliczeniowych kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych obowiązujących w drugim kwartale 2009 roku. Z tej strony można pobrać ten dokument, gdzie jest napisane, że średnich wskaźnikach przeliczeniowych kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych w Krakowie, czyli informacja, która nas najbardziej interesuje, to 5340,30zł.

Wskaźnik ten dla Krakowa wzrósł z poziomu 4979,80zł. Zmianie uległa również wartość stopy referencyjnej stanowiącej podstawę ustalenia wysokości dopłat do procentowania kredytów preferencyjnych z poziomu 8,64% do poziomu 6,82%. Spadek ten jest spowodowany spadkiem trzymiesięcznego wskaźnika WIBOR, który stanowi podstawę do ustalania wysokości tej stopy.

Co to dla nas oznacza?

Po pierwsze, Kraków jest inny. Wyraźnie inny. To dobrze, bo właśnie dlatego to miasto wybraliśmy jako centrum naszego życia. Zależało nam aby mieszkać w innym mieście. Jeżeli ta inność ma się objawiać wyraźnie niższym wskaźnikiem na tle podobnych miast, nie będziemy załamywać rąk, bo paradoksalnie, może to oznaczać, że zapłacimy za nasze wymarzone mieszkanie mniej niż gdybyśmy chcieli je kupić gdzie indziej.

Po drugie, nie należy wierzyć w każde słowo analityków. Przewidywanie przyszłości to jednak trudna sztuka.

Po trzecie, mimo, że deweloperom się to bardzo nie podoba, będą zmuszeni obniżyć ceny, jeżeli chcą sprzedać swoje mieszkania. W przeciwnym przypadku znajdziemy się w sytuacji, że mieszkania będziemy kupować na licytacjach przeprowadzanych przez banki sprzedające lokale pozostałe po upadłych deweloperach.

Po czwarte, konieczność poprawienia domyślnych wartości w naszym kalkulatorze, co niniejszym uczyniliśmy.

poniedziałek, 30 marca 2009

Należy nam się przerwa

Znów mamy kryzys. Nie chodzi nam o kryzys finansowy - na tym polu akurat odnosimy sukces za sukcesem. Tata dostał w pracy "Nagrodę w ramce" wraz z gratyfikacją finansową i wciąż czekamy na zwrot nadpłaconego w zeszłym roku podatku - ach ta "ulga na dzieci". Dopadł nas jednak kryzys przy realizacji naszego planu. Do tego za oknem nie jest miło. Wiosna zawitała jednego dnia i zmyła się wraz z deszczem. Błoto klei się do butów. Wszystkie inwestycje i place budów wyglądają tak samo. Odbiera nam to energię.

Dziś Tata odwiedził bardzo drogie mieszkanie. Mieszkanie drogie aż do przesady, przynajmniej w naszym odczuciu. Jeszcze kilka miesięcy temu byłoby w cenie, powiedzmy, przeciętnej. Dziś ta sama cena, a wrażenie jakby trochę inne. Mieszkanie ładne, przestronne (prawie 70 metrów kwadratowych), stan deweloperski, a jakże, ale dużo lepiej wygląda niż mieszkanie oglądane w zeszły czwartek. Ściany proste, balkon duży, wykończony, okna drewniane, klatki schodowe duże, przestronne, winda, deweloper dobrze nam znany, bo jego mieszkanie było nam dane wynajmować przez kilka miesięcy. Ocena, jednym słowem, "dobra". Ale w dwóch słowach: "nie dobra". Brak zieleni dookoła, widok z okien na ścianę budynku na przeciwko, po drugiej stronie rozgrzebany plac budowy, na którym stoi niedokończony jeszcze dom a powstanie (albo teraz albo za kilka lat) jeszcze jeden, zasłaniając całkiem dostęp światłu. Tak naprawdę - bez rewelacji.

Lepsze mieszkanie widzieliśmy w sobotę, akurat, gdy wiosna łaskawie zechciała się zaprezentować. Być może nasz entuzjazm tą właśnie wyczekiwaną porą roku jest podyktowany, ale powiedzieliśmy sobie: Tak, to jest to mieszkanie. Bierzemy. Tylko, że cena, tak, jak tego oglądanego dzisiaj, nie z tej planety. Chyba, że macie zbędne 100000zł, które chcielibyście nam ofiarować? Jeżeli tak, to dajcie znać w komentarzu poniżej. Dogadamy się co do szczegółów.

Z ciekawości rzuciliśmy dziś okiem na ceny domów i mieszkań na rynku wtórnym. Tak właściwie, to chyba nie jest źle. Te same ogłoszenia wiszą już od kilku miesięcy, a ceny przy nich spadają. Kilka z nich wygląda nawet atrakcyjnie. Nawet do tego stopnia, że być może zainteresujemy się niektórymi. Wygląda to tak jakby nadchodził rynek kupującego.

Tylko to czekanie na okazje jakoś nas irytuje. Rozmawiamy, oglądamy, porównujemy i ciągle wychodzi, że jest drogo i że kredyt to raczej na 40 lat niż na 10 a rata to raczej 50% wypłaty niż 10%.

A na dodatek, wciąż chodzi nam po głowach własny ogródek obok własnego domku.

Chyba jednak bez porządnej dawki wiosny się nie obejdzie. Musimy trochę odsapnąć. Postanowiliśmy, że do świąt trochę zwolnimy i powrócimy do tematu po lanym poniedziałku. Przecież do końca roku mamy na to czas. Odbębnimy jeszcze tylko dwa spotkania w bankach i luz.

Aha, tak swoją drogą, to nie wiemy, czy wiecie, ale mamy Doradcę Finansowego! Serio. Tata spotkał go na ostatnich targach. Doradca nam doradza i sprawdza zdolność kredytową. Dziś dostaliśmy od niego warunki, na jakich możemy dostać kredyt w PKO BP na mieszkanie, którego chyba nie chcemy kupić. W każdym razie, zdolność jest, nawet wystarczy na wykończenie. Napisał też, że mieszkania zapewne potanieją, ale za to banki jeszcze nie zamierzają wchodzić w kredyty hipoteczne, a przynajmniej nie na taką skalę jak w przeszłości.

Wracając do wykończenia, poza tym, że jesteśmy wykończeni, planujemy też jak będzie wyglądać to nasze wymarzone mieszkanko. Tu prym wiedzie głównie Mama, która sporządziła arkusz kalkulacyjny i umieszcza w nim podłogi, meble, lampy a nawet drzwi i pozostałe sprzęty, które będą nam niezbędne do życia na nowym. Przy każdej pozycji notuje skrupulatnie ceny, dodaje linki do stron znalezionych w sieci i dodaje swoje komentarze. Wygląda to mniej więcej tak:

karnisze podwójne drewniane http://www.laura-styl.pl/karnisze/karnisz- vegas-oslash-27-19-d-b-stary/700 160,00 zł
parapet w mozaice 3 sztuki (40cmx40cm) http://www.eplytki.pl/oferta.php?op=product&id=47521 160,00 zł
gniazdka internetowe, podwójny włączniki, 4 podwójne gniazdka http://www.dobregniazdka.pl/kategoria/alpina-dab/1 220,00 zł
dywan ok.150 cmx 200cm http://www.e-dywany.pl/offer,list,1 ,3008,dywan_shaggy_67010_l. brown_160_x_230_.html 230,00 zł


W ten prosty sposób szybko, łatwo i przyjemnie możemy policzyć ile będzie nas kosztowało życie w wybranym przez nas wykończeniu. Polecamy takie podejście. Zawsze można łatwo wprowadzić poprawki i wszystko jest w jednym miejscu.

To chyba tyle na dziś z naszej strony. Czekamy na Wasze komentarze i uwagi. Jak Wam idzie szukanie mieszkania? Czy macie jakieś sprawdzone sposoby? A może znaleźliście już to czego szukacie?

Na koniec dodamy, że z pewną niecierpliwością czekamy na pierwszego kwietnia, bo tego właśnie dnia będą ogłoszone nowe limity ceny za metr w ramach programu rządowego "Rodzina na swoim". Z Anonimowego źródła wiemy, że nowy limit to okolice 5350zł dla Krakowa. To by oznaczało, że kilka mieszkań, które widzieliśmy, mogłoby wpaść do programu nawet bez licytowania. Ciekawe co na to pozostali deweloperzy.

środa, 25 marca 2009

W oczekiwaniu na wiosnę

Niby już jest, ale tak naprawdę to jeszcze jej nie widać. Niby kalendarz podpowiada, że to już, a jednak widok białych połaci za oknem jakoś temu przeczy. Wiosna powinna już wdzierać się do naszych mieszkań przez otwarte szeroko okna, delikatnym powiewem nagrzanego słońcem powietrza. Tym czasem nasze oczy skazane są na widok płatków śniegu gwałtownie pokrywających trawniki, które trawnikami są tylko z nazwy, bo właśnie słońca im trochę brakuje, aby nabrać delikatnej zielonej barwy.

Jesteśmy spragnieni wiosny do tego stopnia, że postanowiliśmy te kilka dni, które nas od niej dzielą przepracować na jak najwyższych obrotach, aby jak najmniej czasu poświęcić na dobijanie się temperaturami, które same z siebie już dobiły do zera. Za tym samobójczym postanowieniem kryje się ciężka harówka związana - z jednej strony z próbą, z góry skazaną na niepowodzenie, zachowania porządku w otaczającym nas wirze codziennych obowiązków, a z drugiej - z wyszukiwaniem podłóg, dobieraniem kolorów mebli, wirtualnym meblowaniem salonu, kuchni, sypialni, pokoju dzieciaków. Jakby tego było mało, Tata zabrał się za spamowanie deweloperów, czego skutkiem są trzy umówione wizyty na placach budów, jak również w wybudowanych już domach, połączone z fotografowaniem znajdujących się tam metrów kwadratowych powierzchni użytkowych.

Nie siedzimy z założonymi rękami i nie czekamy aż to wszystko samo się zrobi, bo choć zapewne mogłoby się samo zrobić (bo nie takie cuda się zdarzały) to jednak wolimy czuć tę samolubną satysfakcję, że to my sami doprowadziliśmy do tego. Niestety ten stan ciągłego wypełniania jakiś obowiązków jest okropnie wyczerpujący i już zaczęliśmy zauważać pewne oznaki zmęczenia, podkrążone oczy, obgryzione paznokcie, niedopite mleko, gruba warstwa kurzu na obecnie czytanej książce. Dlatego tak bardzo wyczekujemy wiosny, bo na pewno świeże, ciepłe, a przede wszystkim przesycone zapachami powietrze, da nam, jak co roku, kolejnego kopa, który pozwoli zapomnieć na jakiś czas o zmęczeniu.

W międzyczasie na wysokim, RPP'owym szczeblu kilku urzędników wzięło stopy i je obniżyło. W normalnej sytuacji na rynkach finansowych byłaby to dobra wiadomość. Niestety w dzisiejszych czasach obniżanie stóp, nie przynosi oczekiwanych skutków. Dlatego o kredyty hipoteczne jest coraz trudniej, a niektóre banki nawet całkiem rezygnują z ich przydzielania. I co my teraz zrobimy? Może się okazać, że znajdziemy to mieszkanie, które nam odpowiada, ale nie znajdzie się bank, który nam to mieszkanie kupi. Ale nie będziemy siedzieć w kąciku i płakać. Już pomału zabieramy się za namawianie banków na nasz kredycik. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Znacie może jakiś kurs negocjacji? Chyba by się nam przydał. Choć praktykę mamy już niezłą, a codzienne warsztaty prowadzone są przez najwyższej klasy już-prawie-trzyletniego specjalistę, i to na miejscu, bez wychodzenia z domu. Bodypainting i zabawa do białego rana gratis. Mamy nadzieję, że ze sprzedawcami i pośrednikami pójdzie nam łatwiej.

niedziela, 22 marca 2009

Teraźniejszość

Nadszedł i minął kolejny weekend. Na blogu nic się prawie nie wydarzyło, poza tym, że zmienił się trochę wygląd strony głównej. Teraz na dzień dobry można poczytać zajawki kilku wpisów a po kliknięciu w "Czytaj dalej..." pojawia się konkretny wpis w całej swej okazałości.

W najbliższym czasie planujemy dodać też listę wpisów posortowaną według ilości komentarzy. Dzięki temu będziecie mogli szybko się dowiedzieć, które wpisy na blogu są najpopularniejsze. Tymczasem zachęcamy do skorzystania z opcji kanałów RSS i subskrypcji e-mailowej. Dzięki temu będziecie informowani o każdym nowym wpisie dokładnie wtedy gdy on się pojawi. Tyle o przyszłości, wróćmy jeszcze na chwilę do przeszłości.

Mimo tego, że na blogu wpisów jak na lekarstwo, w sprawie poszukiwania mieszkania nie próżnujemy. Mało tego, zaczęliśmy już płynnie przechodzić do kolejnego etapu a mianowicie poszukiwań kredytu. A żeby było jeszcze ciekawiej, posunęliśmy się nawet do myśli o urządzaniu naszego przyszłego gniazdka. Bieg spraw nabrał takiego tempa z prostej przyczyny. Obejrzeliśmy jakieś mieszkania. Wyzwoliło to w nas potrzebę brnięcia dalej, zasmakowaliśmy w tym. Do tej pory nie byliśmy jeszcze nigdy tak daleko. To prawda, że oglądaliśmy już wcześniej mieszkania, ale do tej pory z myślą o wynajmie. Tym razem oglądaliśmy miejsce, gdzie być może za kilka lat nasze dzieci będą się bawić, uczyć, opowiadać nam o tym jak im minął dzień w szkole, albo zapraszać koleżanki i kolegów. Wiemy, że trudno w to uwierzyć patrząc na nich teraz, ale podobno my też w ich wieku rozbijaliśmy sobie głowy o framugi i byliśmy w stanie, jedząc parówki, wysmarować ketchupem siebie, ściany (pamiętać o farbie, którą można myć do nowego mieszkania), rodziców i kota.

W ten sposób, natchnieni, spędzamy każdą możliwą chwilę na porównywaniu. Porównujemy wszystko co nam do ręki wpadnie: oferty deweloperów, kształty mebli, oprocentowanie kredytów, kolory ścian, powierzchnie, kubatury, smaki serków pleśniowych, a jeżeli nic akurat w rękach nie mamy - linie papilarne lewej ręki z liniami papilarnymi ręki prawej. Ponadto spacerujemy. Są to miłe weekendowe, rodzinne spacerki od jednego placu budowy do kolejnego. Okazało się, że nie ma takiej inwestycji w promieniu dwudziestu kilometrów, do której nie bylibyśmy w stanie dotrzeć pieszo z dwoma wózkami, pomiędzy śniadaniem a obiadem.

Jak widać, dzieje się. Wczoraj nawet Tata znów wybrał się na targi mieszkaniowe. Wrażenie jest takie, że tym razem wystawców było więcej, choć kilku deweloperów, którzy byli obecni na poprzedniej edycji, tym razem nie dało rady przybyć. Po raz kolejny mieliśmy możliwość poznania naszej zdolności kredytowej, która tym razem waha się w okolicy 350000 złotych. Wiemy już, że jest możliwość skredytowania nie tylko zakupu nieruchomości, ale także jej wykończenie. Niestety, w przypadku "Rodziny...", nadal obowiązuje limit, co oznacza, że wykończenie można skredytować pod warunkiem, że deweloperowi zapłacimy odpowiednio mniej za mieszkanie.

A deweloperów na targach było sporo. Oferta bogata i zróżnicowana podobnie jak ceny. Każdy znajdzie coś dla siebie. Można mieć mieszkanie z balkonem wiszącym nad dwupasmówką, albo z możliwością zaglądania do garnków sąsiadom w wielkopłytowcu na przeciwko ewentualnie apartament z widokiem na Wawel z siedemdziesięciometrowym tarasem, otoczony lasem, na malinowo-wrzosowym wzgórzu pod dębem. Podsumowując, znów mamy parę kilo makulatury, kilka propozycji do odrzucenia (o przepraszam - rozpatrzenia), adresy, telefony i mętny obraz rynku nieruchomości.

Tak, czy inaczej, w najbliższym tygodniu planujemy odwiedzić jeszcze jakieś mieszkanie. I chyba czas poważniej podejść do banków. Zakasujemy, zakasane już rękawy jeszcze wyżej, prostujemy plecy przygniecione ciężarem codziennych niebanalnych obowiązków związanych z posiadaniem dwójki dzieci, i z nadzieją patrzymy w przyszłość. Patrzymy, patrzymy i chyba gdzieś tam, na linii gdzie niebo łączy się z ziemią, popularnie nazywanej horyzontem, dostrzegamy ledwie widoczny, rozmazany, przysłonięty przez przedstawicieli deweloperów i banków, kształt, który już teraz można rozpoznać jako drzwi. Tak! To są drzwi. Drzwi antywłamaniowe, z wizjerem, w kolorze mahoniu. I wiemy, to już nie przeczucie, że te właśnie drzwi prowadzą do naszego wymarzonego mieszkania.

Dobrze, że całe to zamieszanie sprawia nam przyjemność, bo gdybyśmy mieli do tego podchodzić nerwowo, to mogłoby się to źle skończyć.

wtorek, 17 marca 2009

Pierwsze koty za płoty

W miniony weekend wybraliśmy się całą Rodzinką na oglądanie mieszkań. Tak, udało się. Przezwyciężyliśmy wewnętrzne opory i zmęczenie. Zapakowaliśmy się do naszego autka wraz z kompletem wózków i nieodłączną torbą pieluch. Wybraliśmy sobie jedno z nowo powstałych osiedli jako cel i ruszyliśmy w drogę. Pogoda nieomalże wiosenna, ciepłe słonko i uśmiechy na twarzach. Jednym słowem sielanka.


Mieszkania - jak to mieszkania. Niezbyt ich dużo, bo tylko dwa, ale pozwala to na mówienie o nich w liczbie mnogiej. Ściany, podłogi, okna. Tak jak na projektach, ale bardziej rzeczywiste i na wyciągnięcie ręki. Tak naprawdę najistotniejsze okazało się to, co poza mieszkaniami. Czyli widok z okna - czyste powietrze jak również otwarte przestrzenie. A przy dobrej widoczności, podobno można zobaczyć Tatry. Reszta nie była zaskoczeniem.

Zwiedzanie zajęło nam chyba z 10 minut. Nie jest łatwo oglądać mieszkania z małym dzieckiem na ręku, goniąc za większym dzieckiem, uważając aby nie dotknąć czegoś, co jeszcze nie służy do dotykania. Dlatego, zapobiegawczo, uzbroiliśmy się w aparat fotograficzny. Mamy teraz ładny zestawik zdjęć. Mimo, że w całym tym zamieszaniu Tata zapomniał sfotografować kuchnię, to i tak polecamy tę metodę. To znaczy metodę z robieniem zdjęć mieszkaniom, a nie metodę z nie robieniem zdjęć kuchniom.

Teraz spędzamy całe dnie na poszukiwaniu kolejnego lokum do obejrzenia. Nie chodzi o to, że te były złe. To znaczy, jedno było złe, ale drugie całkiem, całkiem. Tak, czy inaczej, chodzi o to, że to nie jest idealne osiedle. I dużą rolę odgrywa tu fakt, że do centrum miasta prowadzi zaledwie 9 kilometrów jednopasmowej drogi, wzdłuż której w przeciągu ostatnich pięciu lat powstała całkiem spora i bardzo przeludniona dzielnica. Efekt jest taki, że ci, co nie zdążą wyjechać z osiedla do pracy przed piątą rano, mogą się nie trudzić i przy najbliższej okazji zawrócić. Jest wtedy szansa, że wrócą do domu na Teleexpress.

Tak więc, my oglądamy zdjęcia i szukamy interesujących ofert, a tymczasem kolejne banki dołączają do programu "Rodzina na swoim". Alior Bank, Getin Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny podpisały umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Już od kwietnia będzie można za ich pośrednictwem uzyskać kredyt z dopłatami.

Mamy mieszane uczucia, jeżeli chodzi o popularność tego programu. Z jednej strony, wiadomo, pozwala zaoszczędzić trochę pieniędzy na odsetkach. Jednak z drugiej strony może spowodować, że ceny mieszkań nie spadną na skutek kryzysu do takich poziomów, do których mogłyby. Deweloperzy prawdopodobnie pogodzą się niedługo z faktem, że nie uda im się sprzedać mieszkań, bez obniżania cen. Ten proces już widać. Jednak, dla wielu z nich minimalnym poziomem, do którego będą skłonni zejść może być właśnie średni wskaźnik przeliczeniowego kosztu odtworzenia jednego metra kwadratowego powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych na danym obszarze. I może się tak zdarzyć, że uczepią się tych liczb, tak jak my teraz się ich czepiamy. A prawda jest taka, że te liczby nie są małe. Wystarczy przypomnieć sobie ceny mieszkań sprzed bańki spekulacyjnej - czyli jakichś pięciu lat. Czas pokaże jak się zachowają ceny. My nie rezygnujemy z naszego celu:
W tym roku kupujemy mieszkanie.


Życzymy Wam powodzenia w realizacji Waszych planów. Nie zrażajcie się, jeżeli nie możecie pochwalić się jeszcze żadnymi postępami. My mieliśmy ten problem, przytłaczała nas myśl, że nic się nie dzieje, że czas płynie a plan jak był, tak jest tylko na papierze, ale się nie poddaliśmy. Czasem po prostu jest łatwiej, a czasem trudniej. Wystarczy poczekać na taki dzień, gdy świeci słońce a uśmiech na twarzy gości mimo kupy w pieluszce.

czwartek, 12 marca 2009

Czy stać nas na kredyt?

Takie pytanie zadawaliśmy sobie często przez ostatnich kilka lat. Wiadomo oczywiście o jaki kredyt chodzi. Wciąż mieliśmy przeczucie, że odpowiedź brzmi tak, ale wątpliwości nie dawały nam spać. Teraz już się nie pytamy. Wiemy, że nas stać.
Wbrew pozorom odpowiedź na takie pytanie nie jest prosta. Oczywiście najwięcej zależy od wysokości kredytu. Ale nie tylko. Równie istotne są nasze dochody, liczebność rodziny, oprocentowanie kredytu, przyszłe kursy walut i wysokość stóp procentowych. W tym równaniu jest bardzo dużo zmiennych i niewiadomych. W takiej sytuacji wypada zastosować metodę polegającą na szacowaniu.

Metoda szacowania polega na tym, że staramy się określić ile tak naprawdę wyniesie miesięczna rata kredytu. W tym celu wybieramy się do ulubionego banku, lub na stronę internetową zawierającą kalkulator kredytowy i liczymy. Na wszelki wypadek podajemy dane trochę "gorsze" niż rzeczywistość aby stworzyć sobie swego rodzaju poduszkę finansową lub też psychologiczną. Taka poduszka jest bardzo istotna szczególnie w przypadku kredytów denominowanych w walutach obcych, ponieważ kredyty takie obarczone są dodatkowym ryzykiem. W ten sposób poznamy teoretyczną wysokość raty kredytu hipotecznego. Możemy też sprawdzić czy nasz ulubiony bank uzna, że mamy wystarczającą zdolność kredytową. Właściwie, to lepiej sprawdzić to w kilku bankach, ponieważ każdy z nich inaczej podchodzi do tego tematu.

Gdy po jakimś czasie uda nam się mniej więcej wyznaczyć wysokość raty oraz znaleźć bank, który nam takiego kredytu udzieli, może się okazać, że, gdybyśmy nawet dostali ten nasz wymarzony kredyt, to po zapłaceniu raty, na życie zostaje nam tyle co kot napłakał. A to jest naprawdę niewiele, bo wiemy z doświadczenia, że koty raczej nie płaczą. Szybciej zaczną mówić ludzkim głosem niż uronią choćby jedną małą łezkę. Niezależnie od tego jakie nieszczęście je spotka.

I to jest pułapka, w którą nie warto wpadać. Bo o ile według banku 300 zł to może być wystarczająca kwota do przeżycia miesiąca przez czteroosobową rodzinę, to z naszego doświadczenia wiemy, że tak nie jest. Oczywiście, że dałoby się. Sęk w tym, że nie chcemy rezygnować z jedzenia i ubrań. Jak więc sprawdzić czy kredyt, który jest dla nas teoretycznie dostępny, nie spowoduje, że po miesiącu umrzemy z głodu?

Sposób jest niezwykle prosty, choć wymaga trochę czasu. W naszym wypadku zajęło to pół roku. Ale opłaciło się. Pomysł podsunął nam szwagier i polega on na tym, że symulujemy sobie spłatę takiej comiesięcznej raty. W naszym wypadku wygląda to tak, że wcześniej obliczona rata kredytu jest o 1000 zł większa od obecnie ponoszonych kosztów związanych z wynajmem mieszkania. Teraz, aby zasymulować ratę kredytu, co miesiąc, poza opłaceniem wynajmu, odkładamy te 1000 zł na zupełnie osobne konto. Z klauzulą "nie dotykać".

Proste, prawda? A na dodatek skuteczne. I to podwójnie. Po pierwsze, metoda pozwala definitywnie stwierdzić, czy stać nas na ten konkretny kredyt czy nie. Jeżeli po kilku miesiącach takiej symulacji, na osobnym koncie jest 0 zł, to nie jest dobrze. Po drugie, jeżeli nas stać, to po pół roku można odłożyć na dodatkowym koncie całkiem miłą sumkę, która w sam raz nadaje się na pokrycie kosztów około-kredytowych prawdziwego a nie symulowanego kredytu. W naszym wypadku nie było łatwo. Ale udało się. Teraz już wiemy na co nas stać.

Dlatego, jeżeli wciąż nie znacie odpowiedzi na tytułowe pytanie, spróbujcie spłacać sobie taki kredyt przez kilka miesięcy. Odpowiedź sama się pojawi. A dodatkowo, w przypadku odpowiedzi twierdzącej, uzyskacie trochę grosza. Życzymy wszystkim sukcesów w pracy nad swoją zdolnością kredytową.

sobota, 7 marca 2009

Kalkulator: Rodzina Na Swoim

Niniejszym prezentujemy "Kalkulator Rodzina Na Swoim". Na stronie, w prawym menu, pojawiła się ramka, w której, po wypełnieniu kilku pól i kliknięciu przycisku "Przelicz", mamy możliwość rozkoszowania się widokiem niewyobrażalnie wysokich dopłat do naszych comiesięcznych zobowiązań kredytowych, sponsorowanych przez nasze opiekuńcze i prorodzinne państwo. Poniżej, krótki kurs obsługi. Kalkulatora - nie państwa.

Wypełnianie pól

W pierwszym rzędzie Kalkulator wymaga podania danych dotyczących mieszkania - to znaczy jego metraż oraz cenę za całe mieszkanie.
Po drugie należy wypełnić dane dotyczące kredytu - oprocentowanie w skali roku oraz czas spłaty kredytu w latach.

Wartości narzucone przez ustawę

Kolejne cztery pola to wartość stopy referencyjnej, ilość metrów do ilu może być zastosowana dopłata, maksymalny metraż mieszkania, oraz limit ceny metra kwadratowego powyżej którego dopłata nie może być przyznana.
Stopa referencyjna ustalana jest raz na kwartał. Jej wysokość można sprawdzić tu.
Maksymalny metraż mieszkania, oraz ilość metrów do których obowiązuje dopłata wynika bezpośrednio z ustawy.
Limit ceny metra jest ustalony osobno dla każdego województwa i miasta. Aktualną wartość można sprawdzić tu.

Wynik

Gdy wszystkie pola są wypełnione, klikamy "Przelicz" i wtedy są dwie możliwości. Albo coś jest nie tak i wyskakuje okienko z informacją, że coś jest nie tak, albo poniżej przycisku "Przelicz" pojawia się obliczona wysokość raty annuitetowej i wysokość ewentualnej miesięcznej dopłaty.

Życzymy miłego kalkulowania. Jeżeli znajdziecie jakiś ewidentny błąd - dajcie znać, postaramy się go jak najszybciej pozbyć.

Więcej o programie Rodzina na swoim.



piątek, 6 marca 2009

Bezsilność

Udało się. Z ogromnym wysiłkiem, ale wygrzebaliśmy się na chwilę spod góry. Góry pieluch. I chcielibyśmy coś napisać, ale nie mamy siły. Dlatego dziś prezentujemy kolejny odcinek youtubowego serialu "Simon's Cat". Dobranoc.





piątek, 27 lutego 2009

Rynek pierwotny czy rynek wtórny?

Oba rodzaje mieszkań wystawianych na sprzedaż mają swoje zady i walety. Popatrzmy najpierw, w czym mieszkanie używane jest lepsze od nowego. Do tej pory rynek pierwotny kojarzył się z koniecznością kupowania mieszkań w fazie planowania całej inwestycji przez dewelopera. Na skutek boomu mieszkaniowego w poprzednich latach, dziury w ziemi sprzedawały się niczym świeże bułeczki. Deweloperzy nie nadążali z zaspokajaniem gigantycznego popytu. Mieszkanie z rynku wtórnego miało tę zasadniczą przewagę, że przed jego zakupem można było się po nim przespacerować. Czasy trochę się zmieniły. Dziś można nabyć nowe mieszkania, które są w wybudowanych już budynkach. Ponadto na rynek, co prawda wtórny, ciągle trafiają mieszkania nigdy nie zamieszkałe, kupione w celach inwestycyjnych ale właściwie nowe.

Innym kryterium wyboru jest cena. Mogłoby się zdawać, że tak, jak w przypadku samochodu, czym mieszkanie starsze, tym tańsze. Tymczasem na cenę mieszkania ma wpływ tak wiele czynników, że wiek nie jest aż tak istotny. Prawda jest taka, że na naszym dziwnym, niejednorodnym rynku mieszkaniowym targanym skrajnościami, zdarzają się sytuacje, gdy kilkunastoletnie mieszkania są droższe niż mieszkania prosto spod kielni. Czasem rzeczywiście lepiej jest kupić mieszkanie wybudowane kilka lat temu, bo inwestycje w najbliższej okolicy są już dawno zakończone, otaczająca infrastruktura miała już czas aby powstać i nawet trochę się zadomowić. W sytuacji, gdy wprowadzamy się do mieszkania w nowo wybudowanym bloku albo jeszcze gorzej na nowo powstającym osiedlu, trzeba się liczyć z tym, że prace budowlane w najbliższej okolicy potrwają od kilku miesięcy do nawet kilku lat. Często trzeba poczekać na powstanie drogi dojazdowej, chodników. Nie licząc sąsiadów, którzy tak jak my zabierają się za urządzanie, meblowanie, wiercenie, piłowanie w celu upiększenia szarych ścian kupionych od dewelopera.

Innym aspektem jest to, jak się będziemy czuć w mieszkaniu, w którym ktoś mieszkał przed nami. Na pewno mamy jakieś wyobrażenie o tym, jak nasze idealne gniazdko powinno wyglądać, a jeżeli poprzedni właściciele pozostawili po sobie płytki w kolorze szaroniebieskim, wywołującym mdłości, lub szpitalno-zielone tapety na ścianach? Mieszkanie można od razu zakwalifikować do generalnego remontu. Nawet, jeżeli jesteśmy w stanie zaakceptować kolory ścian i stan podłogi, to jeszcze pozostaje jakieś takie dziwne uczucie w tej nienowej wannie... Po prostu nie każdy lubi używane rzeczy. Co innego nowe mieszkanko, najlepiej w standardzie deweloperskim, które od początku możemy urządzić po swojemu i czuć się w nim niemal swojsko. Niemal, bo przecież najczęściej ono nie należy do nas tylko do banku.

Przeglądaliśmy ogłoszenia w internecie i naprawdę można znaleźć mieszkania kilkuletnie w znakomitych lokalizacjach, gdzie pewne jest, że za oknem nie powstanie za kilka lat dziesięciopiętrowy biurowiec, gdzie 200 metrów dalej jest park,mieszkanie, które być może wymagałoby drobnej ingerencji dekoratora wnętrz. Niestety tego typu mieszkania z przyczyn oczywistych są dość drogie. A pamiętać należy, że przy kupnie mieszkania na rynku wtórnym konieczne jest jeszcze zapłacenie podatku od czynności cywilno-prawnych w wysokości 2% wartości transakcji.

Jest jeszcze coś, co w naszym przypadku przemawia przeciwko mieszkaniom używanym. Trwają pracę nad "poprawieniem" naszego ulubionego programu rządowego. Według nowego prawa z dopłat mogliby korzystać tylko ci, którzy kupiliby nowe mieszkanie lub dom. Zdaniem poprawiaczy możliwości budżetu są skromne, a korzyści z transakcji na rynku wtórnym - stosunkowo niewielkie.

Dlatego w naszych poszukiwaniach idealnego miejsca do spędzenia życia, a przynajmniej jakiejś jego części, rozglądamy się głównie po rynku pierwotnym. Choć, oczywiście, nie pogardzimy używaną okazją, jeżeli się taka trafi.

A jakie są Wasze wymagania? Zgodzilibyście się mieszkać w mieszkaniu, gdzie ktoś przed Wami hodował trzy labradory, regularnie co miesiąc zalewał wodą całe mieszkanie, popełnił morderstwo albo samobójstwo? A może wolicie nowe mieszkanko, w nowo powstałej dzielnicy, gdzie jest tylko jedna wąska droga dojazdowa do centrum, najbliższe przedszkole znajduje się w innej części miasta, park jest jeden i służy głównie do wyprowadzania psów, nie ma jeszcze chodników, a otoczenie łudząco przypomina scenografię pewnego popularnego, starego dość, komediowego, serialu telewizyjnego?

sobota, 21 lutego 2009

Krakowskie becikowe - czyli ile kosztuje niewiedza

To, że niewiedza kosztuje, wiedzą wszyscy. Wczoraj mieliśmy okazję przekonać o tym na własnej skórze. A było to tak.

Kilka lat temu, we wspaniałym mieście Krakowie, wydarzyła się cudowna historia. Do naszej dwuosobowej, na ten czas, Rodzinki przybyło Dziecko. Nie takie zwykłe dziecko tylko właśnie Dziecko. Wraz z Jego przybyciem na barki Taty spadł obowiązek załatwienia kilku spraw urzędowych. Między innymi konieczne było złożenie wniosku o becikowe. I wtedy właśnie objawiła się niewiedza, która kosztuje. Nie dość, że wniosek o becikowe trafił nie do tego urzędu co trzeba, to jeszcze błędny wybór urzędu skutkował brakiem wniosku o tak zwane gminne becikowe, które Rodzince przysługiwało, choć ona o tym nie wiedziała. Jak się okazuje, różnica pomiędzy miejscem zameldowania a miejscem zamieszkania, jest jednak znacząca. Rodzinka żyła, tym samym, w niewiedzy przez kilka lat.

Ostatnio historia zatoczyła koło i do trzyosobowej, tym razem, Rodzinki przybyło Drugie Dziecko. Rodzinka radośnie zmieniła statut na Rodzinkę czteroosobową, a Tata znów stanął przed ciężkim urzędniczym zadaniem. Tu jednak historia popłynęła troszeczkę innym korytkiem. Z niewiadomych przyczyn Tata przed wyjściem z domu wykonał telefon i sprawdził gdzie dokładnie powinien złożyć wniosek o becikowe. Oczywiście chodziło o Wydział Świadczeń Socjalnych Urzędu Miasta Krakowa przy ul. Stachowicza 18. I jakże miła niespodzianka spotkała Tatę na miejscu, gdy okazało się, że mimo zameldowania obojga rodziców poza Krakowem i tak przysługuje im gminna jednorazowa zapomoga finansowa z tytułu urodzenia się dziecka. Jednak warunek jest taki, że rodzice w Krakowie mieszkają i pracują a samo miasto stanowi centrum ich życia. W celu poświadczenia powyższego należy złożyć stosowne oświadczenie oraz ksero np. umowy najmu.

Tata wszystkie papiery dostarczył i złożył w urzędzie w piątek trzynastego i jakież było zdziwienie całej Rodzinki, gdy już tydzień później (czyli wczoraj) odebrali listowne potwierdzenie przyznania zapomogi. Jeszcze bardziej zaskakujące było, że pieniążki na koncie pojawiły się w kilka godzin po przyjściu listu.

Cała historia skończyła się bardzo dobrze, choć pozostało pewne poczucie straty - przecież kilka lat wcześniej również można było postarać się o dodatkowe becikowe. Mówi się trudno i płynie się dalej. Nauczka jest - byleby nie zabłądziła w lesie.

Biorąc pod uwagę powyższe, należy skorygować nieco nasz stan zasobów z którymi kroczymy po wymarzony cel - mieszkanie. Na początku wyglądało to tak. A teraz:
Tata - 1szt.
Mama - 1szt.
Dzieci - 2szt.
Kot - 1szt.
Tysiące PLNów leżących na koncie w banku - 7szt.
Tysiące PLNów co miesiąc zasilających nasze konto w banku - 5szt.
Tysiące pieluch co godzinę zasilających podłogę wokół nieopróżnionego kosza na pieluchy - 10szt.
Czas - 0,001szt.
Determinacja - tli się gdzieś na dnie z powodu braku czasu i/lub lenistwa (niepotrzebne skreślić).

Sytuacja finansowa wygląda coraz lepiej, trochę słabiej - zasoby czasu. Ale nie ugniemy się! Za niedługo coś w nas pęknie, powstaniemy, pójdziemy i kupimy mieszkanie!

A przynajmniej obejrzymy sobie jakieś z bliska.

piątek, 20 lutego 2009

Pierwsze targi cz. 2

Dziś część druga opowieści o mojej wizycie na Krakowskiej Giełdzie Domów i Mieszkań. W pierwszej części opisałem doświadczenia z wystawiającymi się tam bankami. Tym razem parę słów o deweloperach.
Od razu zaznaczam, że bliżej zainteresowałem się tylko tymi firmami, które mają w swojej ofercie mieszkania idealne. Dla tych, którzy nie wiedzą czym charakteryzuje się mieszkanie idealne, prezentujemy nasz pogląd na tę kwestię.

Idealne mieszkanie:
  • metraż - minimum 55 m2, maksimum 75 m2 (o ile chcemy skorzystać z programu "Rodzina na swoim" - a chcemy),
  • pokoje - minimum trzy, jasne, nieprzechodnie, z jasną kuchnią, ewentualnie z aneksem kuchennym,
  • cena - zdeterminowana przez "Rodzinę..." - na dzień dzisiejszy poniżej pięciu tysięcy za metr,
  • lokalizacja - raczej południowy Kraków (ewentualnie blisko centrum), z pięknym widokiem z okna (np. na Tatry), niedaleko park, przedszkole, basen, centrum handlowe (ewentualnie mniejszy sklep), filharmonia (ewentualnie kino), park rozrywki (Disneyland, Legoland itp),
  • piętro - wyższe, parter odpada,
  • inne - loggia (ostatecznie balkon), piwnica, miejsce garażowe,

Na początek tyle. W szczególnych przypadkach możemy lekko poluzować niektóre punkty. Jeżeli znajdzie się kilka mieszkań, spełniających nasze oczekiwania, będziemy zmuszeni te punkty doprecyzować.

Mając powyższą listę w głowie wędrowałem od stoiska do stoiska przepytując panie i panów stojących lub siedzących za stolikami lub kontuarami. Na blatach najczęściej piętrzyły się stosy folderów, ulotek, planów, skserowanych kartek i cukierków, a za paniami i panami, na tekturowych ściankach wisiały wizualizacje domów i osiedli, a w niektórych przypadkach nawet zdjęcia placów budów.

Poniżej przedstawiam listę tych inwestycji, w których były dostępne mieszkania choć trochę przypominające nasze idealne mieszkanie. Jednym z warunków znalezienia się na tej liście jest niska cena mieszkania. W wielu wypadkach zadowalająca była twierdząca odpowiedź przedstawiciela firmy na pytanie o możliwość negocjacji. Tabelka zawiera przykładowe mieszkanie z danej inwestycji oraz jego cenę za metr.

Deweloper strona Nazwa inwestycji metry cena za metr
PRZ Kraków S.A. http://www.prz.com.pl Osiedle mieszkaniowe 61,3 7732
Euro-Invest Deweloperhttp://euro-invest.info.pl Krowodrza 58,29 6200
Twój domhttp://dom-bud.pl 29 Listopada 64,5 5750
Twój dom http://dom-bud.pl Bohomolca/Jancarza 65,43 6200
Awim http://awim.krakow.pl Ukryte Pragnienia 71,97 7490
Fronton http://fronton.pl Centrum Ruczaju 65,68 5900
Polimex http://polimex.krakow.pl Apartamenty Kliny 65,98 7400
Polimex http://polimex.krakow.pl Wielicka Park 59,91 7500
Multidom http://www.multidom.com.pl Nad Potokiem 63,95 6239
Instal Krakow http://osiedlesliczna.pl Osiedle śliczna 58,4 6164
Budopol http://budopol.pl Pod Kopcem 62,95 6500
Pasternik http://pasternik.krakow.pl Zielona Dzielnica 62,27 7082
Nordic House http://nordic-house.pl Nordic House 64,3 6741
Start http://start.com.pl Osiedle Słoneczne Wzgórze 51,6 6890
Start http://start.com.pl Pszenna 5 55,21 6900
Solinvest http://polanaborkowska.pl Polana borkowska 66,33 5134
Gant http://gant.pl Pod Fortem 63,54 4973
Wawel Service http://taniemieszkania.pl Millenia Fort 71,94 4980
Univers http://univers-krakow.pl Za Fortem 59,54 5300
Univers http://univers-krakow.pl Zielony Ruczaj 69,9 6200
Inter-Bud http://mieszkania.inter-bud.pl Bobrzyńskiego 62,8 6955
Proins http://proins.pl Rydlówka 68 6600



Kolejność jest przypadkowa i wynika bezpośrednio z kolejności w jakiej ulotki reklamowe poszczególnych deweloperów ułożyły się w plecaku. Jak widać, ceny są zróżnicowane. Dobrze rokuje fakt, że znalazło się kilka firm, które ustaliły ceny mieszkań na poziomie akceptowalnym z punktu widzenia naszego ulubionego programu rządowego. Choć z drugiej strony może to źle świadczyć o jakości mieszkań, których deweloper próbuje się "na siłę" pozbywać. Wszak powszechnie wiadomo, że to co tańsze to gorsze (choć funkcjonują równie powszechne odstępstwa od tej reguły).

Średnia cen to 6400, ale zdecydowana większość firm jest chętna do negocjacji. Standard wykończenia najczęściej tak zwany "stan deweloperski", który charakteryzuje się brakiem wszystkiego. Czasem dostępna jest komórka lokatorska, rzadko bezpłatna. Natomiast miejsca postojowe dla samochodów na podziemnym parkingu, lub pod chmurką w cenie wielokrotnie przekraczającej wartość naszego samochodu.

Ogólny wniosek, po spędzeniu kilku godzin na targach, jest taki, że mieszkania są, nie bójmy się wielkich słów, "do wyboru do koloru". Zdecydowana większość stoi już wybudowana a ceny są negocjowalne. W jednym przypadku pani nawet zdradziła że cenę można obniżyć o 7%. Nic tylko jeździć po lokalizacjach i przebierać. I tym właśnie zajmę się w niedługim czasie.

Co prawda plan był taki, że wykorzystam w tym celu urlop na okoliczność narodzin Córeczki, ale muszę szczerze przyznać, że urlop pomału ma się ku końcowi a ja wcale nie mam ochoty na spotkanie z jakimkolwiek sprzedawcą. Muszę zwalczyć tę wewnętrzną blokadę i lenistwo. Mam nadzieję, że będziecie mi dopingować.

Wracając do wystawców, jeżeli chcecie więcej szczegółów odnośnie oferty deweloperskiej i bankowej to nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na kolejną edycję giełdy, która będzie miała miejsce już w marcu. Osobiście wyniosłem z tych targów sporo. Dokładniej, jakieś dwa i pół kilo makulatury, parę długopisów, smycz, kalendarz. Naoglądałem się zdjęć, wizualizacji i planów i objadłem się cukierkami. Myślę, że teraz jestem gotowy, aby odwiedzić jakieś mieszkanie. Jak tylko się na to zdecyduję, opiszę dla Was tę przygodę.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Pierwsze targi cz. 1

No dobra. To nie były pierwsze targi mieszkaniowe, na których byłem. Ale pierwsze w trakcie realizacji naszego celu. Konkretnie była to, organizowana przez Stowarzyszenie Budowniczych Domów i Mieszkań, Krakowska Giełda Domów i Mieszkań.

Tak! Krakowska! Wiemy, że niektórzy z Was mogą być zaskoczeni, bo wprost nie informowaliśmy o tym jeszcze na blogu. Aby formalnościom stało się za dość: mieszkanie, które kupimy będzie w Krakowie. Nie w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Katowicach, Bielsku, Iławie, Pszczynie (tak, tak, mieliśmy takie pomysły) ani nawet nie w Tychach (wiem, że trudno w to uwierzyć ale na taki pomysł też wpadliśmy).

To Kraków stanowi centrum naszego życia.

Notabene ostatnio składaliśmy takie właśnie oświadczenie w Urzędzie Miasta Krakowa, Wydziale Świadczeń Socjalnych, gdzie oddawaliśmy wniosek o przyznanie ogólnopolskiego oraz gminnego (za to między innymi lubimy Kraków) becikowego z okazji narodzin Córki.

Ale wracając do tematu. Tym razem trafiłem na 65-tą edycję targów, która odbywała się w dniach 7-8 lutego, sam bo Mama jest teraz bardzo zajęta dużo ważniejszymi sprawami. Obejrzałem sobie 61 wystawców, przy czym zaskoczyła mnie mała ilość banków wśród nich. Chyba pierwszy raz na oczy, poza gazetami, zobaczyłem że dzieje się coś złego na rynku kredytów hipotecznych. Z tego co pamiętam na poprzedniej tego typu imprezie, na której byłem 3 lata temu, banków było kilkanaście. Tym razem widziałem dwa. Przy czym w PKO BP nie działał system komputerowy i nie za wiele się dowiedziałem. Natomiast Dominet chętnie da nam kredyt na 40 lat, w złotówkach z oprocentowaniem 5,49%. Miła pani wyliczyła nam zdolność kredytową dla rat równych do kwoty 430 tysięcy a przy ratach malejących 336 tysięcy. Dla przykładowego kredytu o wartości 320 tysięcy rata równa wychodzi 1648 zł miesięcznie. Jeżeli brakuje wkładu własnego, oprocentowanie jest podniesione o jeden procent, do momentu spłacenia odpowiedniej ilości kapitału, więc wszystkie wcześniejsze obliczenia biorą w łeb.

Z ciekawości zapytałem, czy i kiedy Dominet przystąpi do rządowego programu Rodzina na swoim. Pani poinformowała, że takie rozmowy mają miejsce, ale żadnych konkretów nie zna, jednak na wypadek gdyby jakieś poznała, wzięła ode mnie dane kontaktowe i obiecała dać znać, jak tylko takowe się pojawią.

Banki generalnie nie dopisały i uczucie niedosytu pozostało. Trochę lepiej wygląda sytuacja z mieszkaniami. Ale o tym w następnym odcinku. Pod warunkiem, że odkopiemy się z tej góry pieluch a Starszy Brat - Małe Tornado - da nam chwilę wytchnienia.

sobota, 14 lutego 2009

Córka

Od tygodnia nic nowego nie pojawiło się na blogu. Żadnych informacji prasowych, relacji z targów, zmian w planach ani nawet wzmianki o kotach. Wszystko dlatego, że wraz z początkiem tygodnia nasza Rodzinka przestała być przeciętną trzyosobową rodzinką a zaczęła być przeciętną czteroosobową rodzinką.

Tak! Mamy córeczkę!

Długo oczekiwana, zdecydowała się przyjść na świat nie do końca "zgodnie z planem", ale szczęśliwie. Dlatego ostatnie dni upływały nam na przebywaniu w szpitalu, odwiedzinach w urzędach oraz na adaptacji w tej nowej sytuacji. Teraz jesteśmy już w komplecie.

Co do bloga, to prawdopodobnie jego aktualizacje ucierpią w najbliższych tygodniach w starciach z pieluchami, karmieniami, czy próbą poświęcania większej ilości czasu Starszemu Bratu. Taki stan rzeczy jest jak najbardziej zrozumiały, choć postaramy się wrzucić jakiegoś wpisa raz na jakiś czas. Tymczasem zapraszamy, tych z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji, do zapoznania się z poprzednimi wpisami.

Oczywiście, cel się nie zmienia. W tym roku kupujemy mieszkanie. Tak więc, za parę dni zaprezentujemy mały raport z targów mieszkaniowych, natomiast w planie jest odwiedzenie już niedługo kilku mieszkań. Oczywiście wszystko postaramy się opisać na blogu, dlatego zapraszamy do odwiedzin, ewentualnie do zapisania się na kanał RSS.

sobota, 7 lutego 2009

Długi spacer

Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię spacerować. Może to dlatego, że kto nie ma w głowie, ten ma w nogach... W każdym bądź razie przedkładam spacer nad przejażdżkę. No chyba, że przejażdżkę rowerową. Jeździć na rowerze też lubię. Ale nie o tym chciałem.

Spacery lubię do tego stopnia, że zamiast jechać autobusem do sklepu, wolę te 4 kilometry przejść na piechotę. Dla niektórych moje zachowanie, może być niezrozumiałe. Dlatego, pod naporem pytań "a dlaczego?", zostałem zmuszony do poszukania jakichś racjonalnych przyczyn, dla których spacer miałby być lepszy od jazdy autobusem.

Nawiasem mówiąc moje uwielbienie pieszego trybu życia jest tak duże, że do tej pory nie zdecydowałem się nawet na próbę zdobycia uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych, innych niż wspomniany rower.

Wracając do racjonalnych przyczyn.
  1. Spacer jest dobry dla zdrowia. Osobiście nie ćwiczę fizycznie zbyt wiele. Owszem, mam plan uczęszczania na basen, ale, jak każdy plan, wymaga on jeszcze postępowania zgodnie z nim, a o to już trochę trudniej. W związku z brakiem regularnych ćwiczeń ruchowych, przejście paru kilometrów raz na jakiś czas można uznać za próbę podtrzymywania swojego zdrowia na jakimś znośnym poziomie. A jeżeli do tego dorzucimy kilkanaście kilogramów zakupów niesionych najczęściej w plecaku, można całe to przedsięwzięcie podciągnąć pod próbę uprawiania swego rodzaju sportu wytrzymałościowego. Czyli zamiast kisić się w samochodzie lub autobusie - plecak na plecy i w drogę.

  2. Spacer jest tańszy niż inne formy podróżowania. Koszt przejazdu autobusem do i z hipermarketu powoduje, że cała ta podróż traci sens. Bo przecież do hipermarketu wybieram się po to, żeby było taniej. Jeżeli za transport mam zapłacić dodatkowe 5 złotych od osoby, to wolałbym zrobić te zakupy w pobliskim sklepie osiedlowym. Oczywiście jazda samochodem nie jest już tak droga, szczególnie jeżeli na zakupy wybieramy się całą rodziną. Ale po pierwsze, prawa jazdy nie posiadam a po drugie Mama, która prawo jazdy posiada, posiada też naszą córkę kurczowo uczepioną jej frontu, co znacznie ogranicza jej (Mamy a nie Córki) możliwości poruszania się w ogóle, a samochodem w szczególności.

  3. Spacer daje czas na przemyślenia. Szczególnie jeżeli jest to samotny spacer. W takim przypadku myśli mogą wreszcie swobodnie obijać się po głowie. Wpadać, wypadać, napływać, odpływać. Na co dzień rzadko mają taką okazję.

  4. Spacer pozwala uwolnić się od rozkładu jazdy. Nie trzeba wychodzić o konkretnej godzinie, nie trzeba podróżować ustaloną trasą, nie trzeba stać i czekać. I często może się zdarzyć, że spacer zajmie mniej więcej tyle samo czasu co podróż komunikacją miejską uwzględniając czas oczekiwania na przystankach.

Oczywiście są też wady spacerowania. Pogoda, która może mieć dość istotny wpływ na kierunek naszego spaceru, lub nawet na dalsze jego trwanie. Czasem droga do przebycia jest zbyt długa, aby porywać się na nią z nogami. Poza tym, nie każdy lubi spacerować. Co prawda spacer jest dobry, jeżeli nigdzie się nam nie spieszy, ale jeżeli jest ktoś, kto na nas czeka, może się okazać, że jemu się właśnie spieszy. A najgorsze, że dowiemy się o tym dopiero, kiedy już zakończymy spacer.

Ale jaki związek może mieć spacerowanie z szukaniem mieszkania? Po tym dość przydługim wprowadzeniu przechodzę do sedna.

Dziś była piękna wiosenna pogoda. Tak - nie pomyliłem się! Jest luty, ale na zewnątrz ani śladu śniegu, termometr w cieniu wskazywał 10 stopni, w słońcu jakieś 18. W powietrzu znów pojawiły się zapachy, a wśród drzew dało się słyszeć ptaki. Wymarzona pogoda na spacer. Ponieważ miałem zrobić różnego rodzaju zakupy dla Mamy wijącej gniazdo, znalazłem się w pewnej chwili dość daleko od domu ze wspomnianym wcześniej plecakiem wypełnionym po brzegi. Niewiele się zastanawiając ominąłem szerokim łukiem przystanek autobusowy i dziarskim krokiem skierowałem się w stronę domu. Dzięki temu, że trasa nie była wyznaczona i narzucona w żaden sposób pozwoliłem swoim stopom na pełną swobodę. Nie uwierzycie jakie było moje zdumienie, gdy już po kilkuset metrach mym oczom ukazał się słup. Słupa zapewne bym nie zauważył jadąc autobusem i będąc pogrążonym w siódmej części "Harry'ego Potter'a", a tym bardziej siedząc w szybko mknącym samochodzie. A dzięki zaufaniu do własnych stóp znalazłem się oko w oko z nim. Ze słupem ogłoszeniowym.

Aby już naprawdę dalej nie przedłużać napiszę tylko, że dzięki temu słupowi dowiedziałem się jak spędzę jutrzejszy dzień - na targach mieszkaniowych.

Tak, właśnie tak. Znalazłem ogłoszenie o tym na zwykłym słupie. Co więcej w dalszej drodze trafiłem na jeszcze kilka słupów, z których dwa poinformowały mnie o ciekawych promocjach cenowych mieszkań (www.4950m2.pl, mojem2.com).

Dlatego pamiętajcie, że w życiu ważnie jest stwarzanie okazji. Okazje są dobre. Zróbcie czasem coś na przekór swoim nawykom i zamiast wsiąść do samochodu czy autobusu, spróbujcie przejść się po okolicy. Może znajdziecie dzięki temu okazję. A jak Wam się uda, to pochwalcie się w komentarzach na dole.

A jutro - Targi.



środa, 4 lutego 2009

Kredyt z dopłatą

Czym jest "Kredyt z dopłatą" i dlaczego się tym interesujemy? Pewnego razu w życie weszła ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania (Dz. U. Nr. 183, poz. 1354). Wraz z nią światło dzienne ujrzał Program Rządowy o nazwie "Rodzina na swoim". Jest to forma dofinansowania skierowana do rodzin pragnących posiadać własne M. Czyli dotyczy właśnie nas.

Może najpierw przedstawimy jakie warunki powinna spełniać rodzina, aby móc się starać o taką pomoc:
Preferencyjny kredyt z dopłatami do oprocentowania jest przeznaczony dla rodzin, osób samotnie wychowujących przynajmniej jedno dziecko (małoletnie, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny lub dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach). Osobie ubiegającej się o kredyt preferencyjny nie może przysługiwać tytuł prawny do lokalu mieszkalnego.

Na co możemy przeznaczyć tę pomoc:
Kredyt może być przeznaczony na zakup lub budowę domu lub lokalu mieszkalnego. Powierzchnia użytkowa kredytowanego lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego nie może przekraczać odpowiednio 75 m2 i 140 m2

Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że się łapiemy. O ile nasze wymagania nie są większe niż 75m2. Ustaliliśmy, że nie są. Rzucamy okiem po raz drugi.

Pomoc jest oferowana w formie kredytu preferencyjnego z dopłatami do oprocentowania.
  • Kredyt z dopłatami jest udzielany tylko w walucie polskiej
  • Dopłaty do kredytu udzielane są przez 8 lat
  • W umowie kredytowej spłata kredytu nie może być indeksowana do zmiany kursów walut
  • Kwota kredytu preferencyjnego może być powiększona wyłącznie o jednorazowe i płatne z góry opłaty i prowizje związane z jego udzieleniem, do wysokości 2% kwoty kredytu przed doliczeniem jednorazowej i płatnej z góry składki ubezpieczenia kredytu preferencyjnego
  • Karencja w spłacie kredytu nie może być dłuższa niż 6 miesięcy
  • Spłata kredytu odbywać się będzie wyłącznie metodą równych rat kapitałowych (rata malejąca) lub równych rat kapitałowo-odsetkowych (annuitet)
Niby można się przyczepić do jednego czy kilku punktów, ale jak się nie ma co się lubi...

Kolejna rzecz - tego typu dopłaty dana rodzina możne uzyskać tylko raz. Nie można być beneficjentem więcej niż jednego takiego kredytu. Wszystko się zgadza - nadal jesteśmy zainteresowani. Nadal rzucamy okiem.

Kredytów preferencyjnych udzielają instytucje ustawowo upoważnione do udzielania kredytów, które podpiszą w tej sprawie umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Tu jest lista. Lista jak na razie krótka, ale kilka tygodni temu BGK informował, że zaprasza kolejne banki do współpracy.

Poza kupnem mieszkania, kredyt można przeznaczyć na inne cele.
  • zakup będącego w budowie lub istniejącego domu jednorodzinnego lub lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym, stanowiącego odrębną nieruchomość, z wyłączeniem zakupu domu jednorodzinnego lub lokalu mieszkalnego, do którego któremukolwiek z kredytobiorców w dniu zawarcia umowy kredytu preferencyjnego przysługiwał inny tytuł prawny
  • zakup spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym lub domu jednorodzinnego
  • pokrycie kosztów budowy lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym lub domu jednorodzinnego, budowanego przez spółdzielnię mieszkaniową w celu ustanowienia odrębnej własności tego lokalu lub przeniesienia własności domu jednorodzinnego
  • wkład budowlany do spółdzielni mieszkaniowej, wnoszony w celu uzyskania spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu, którego przedmiotem jest zasiedlany po raz pierwszy lokal mieszkalny
  • budowę domu jednorodzinnego
  • nadbudowę, przebudowę lub rozbudowę budynku mieszkalnego lub adaptację budynku lub lokalu o innym przeznaczeniu na cele mieszkalne, w celu uzyskania lokalu mieszkalnego stanowiącego odrębną nieruchomość.
Ustaliliśmy, że nam wystarczy mieszkanie.

Ile tak naprawdę dopłaciłby rząd do naszego wymarzonego M?
  • Podstawę naliczenia dopłaty stanowi pozostająca do spłaty kwota kredytu preferencyjnego
  • w przypadku, gdy powierzchnia lokalu mieszkalnego przekracza 50 m2, jako podstawę naliczenia dopłat przyjmuje się część zadłużenia pozostającego do spłaty stanowiącego iloczyn równowartości tego zadłużenia i wskaźnika równego ilorazowi 50 m2 (dla lokali) i powierzchni użytkowej finansowanego lokalu
  • Dopłata stanowi równowartość 50% odsetek naliczonych od podstawy naliczenia dopłaty według stopy referencyjnej (stanowiącej podstawę ustalenia wysokości dopłat), obowiązującej w dniu naliczania dopłaty. Jest przekazywana instytucji ustawowo upoważnionej do udzielania kredytów po spłaceniu przez kredytobiorcę całości należnej raty spłaty. W pierwszym kwartale 2009 roku stopa referencyjna wynosi 8,64%.

Jak łatwo policzyć, dla mieszkania o powierzchni 55,4m2, cenie 266751 zł, przy kredycie na 30 lat dopłata w pierwszym miesiącu wyniosłaby 939 zł. Wytrzeszczamy oczy. Wow. Taki rząd to my lubimy.

Wszystko pięknie, ładnie, aż chce się zapytać, gdzie jest haczyk? No właśnie. Cena zakupu lokalu mieszkalnego, nie może przekraczać kwoty stanowiącej iloczyn powierzchni użytkowej lokalu mieszkalnego i średniego wskaźnika przeliczeniowego kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych z uwzględnieniem współczynnika 1,4. A ile wynosi ten "średni wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych"? Ano tyle. I w tym momencie przewracamy oczami. Owszem, są mieszkania w takiej cenie, ale nie są to takie nasze wymarzone emki. (I tak jest dobrze, bo jeszcze w zeszłym roku ten współczynnik był równy 1,3.)

Pomysł żeby rząd nas wspierał w osiągnięciu naszego celu uważamy za bardzo udany. Co prawda takie wsparcie jeszcze nie pozwala na spełnienie naszych marzeń, ale tendencja ma dobry kierunek. Z kwartału na kwartał dostępność rośnie. Mamy więc oczy szeroko otwarte i szukamy okazji.

Po więcej informacji na temat programu rządowego "Rodzina na swoim" zapraszamy na strony Banku Gospodarstwa Krajowego.

poniedziałek, 2 lutego 2009

Inwestowanie w siebie

Dziś kilka słów o oszczędzaniu i inwestowaniu oraz o moim podejściu do tych spraw. Głębiej tematem zainteresowałem się około półtora roku temu. Pozbyliśmy się telewizora i od razu zyskałem kilka minut, czy nawet godzin dziennie, które mogłem spożytkować w inny sposób. I co zrobiłem z tym czasem? Jak wielu innych przede mną - wpadłem w otchłań internetu.

Próbowałem jakoś poznać internet "na nowo". Czytałem o nurcie nazwanym "Web 2.0", gdzie za treść publikowaną w witrynie nie odpowiada konkretna instytucja, firma lub czasopismo, ale sami użytkownicy. Jednym ze sztandarowych portali tego nurtu w Polsce jest wykop.pl. Zainteresowałem się tematem i dzięki temu poznawałem internet z trochę innego punktu widzenia. Zaskutkowało to tym, że usunąłem ze swoich bookmarków onet, wirtualną czy gazetę. Niestety. Dzisiejszy wykop to nie to samo, co kiedyś. Kolejny raz potwierdza się zasada, że jak coś jest do wszystkiego to jest ... To co jest mainstreamowe, popularne, traci swoją nutkę nowości, świeżości.

To właśnie na wykopie odkryłem takie blogi jak oszczedzanie.net i APP Funds. Od jakiegoś czasu możecie trafić na te strony klikając po prawej stronie w dziale Ciekawe Blogi. To tam się nauczyłem podstaw oszczędzania i inwestowania i dzięki nim poznałem prawdziwą wartość pieniędzy.

Okazuje się, ze nie musi być wcale tak, że całość dochodów znika jeszcze przed kolejną wypłatą. Zacząłem odkładać część dochodów. Początkowo 1% procent. Z czasem wzrosło to do prawie 20%. Przy czym za tę ostatnią wartość bezpośrednio jest odpowiedzialny jeden ze szwagrów, który nas do tego namówił. Co prawda nadal "brakuje do pierwszego", ale teraz wiemy gdzie te pieniądze się podziały.

Większość tych pieniędzy trafia na specjalne konto oszczędnościowe. I już niedługo posłużą nam do opłacenia części kosztów zakupu mieszkania. I pomyśleć, ze jeszcze pół roku temu nie mieliśmy prawie nic...

Równolegle do odkładania "dużej" kasy, 2% dochodów topię w funduszach inwestycyjnych. Moje inwestycje od początku charakteryzują się chaotycznością. Trochę akcji, trochę obligacji, trochę rynku pieniężnego, trochę misi. Co kilka dni sprzedaję jakieś jednostki, żeby zakupić inne. Cały czas wszystkie transakcje zapisuję i analizuję. W tej chwili "przegrałem" w ten sposób jakieś 30% kapitału. Godzę się z tymi stratami. Traktuję je trochę jak opłatę za szkolenie z inwestowania. Zyskuję potrójnie.

Po pierwsze wychodzi to i tak taniej niż profesjonalne kursy zarządzania pieniędzmi. Wciąż obracam małymi kwotami.
Po drugie, mimo, że kwoty są małe to i tak jest to zabawa własnymi pieniędzmi, więc zapewnia realne emocje a nie takie jak występują podczas gier wirtualnych (Wirtualnie też gram. Obecnie na platformie gra.invest24.pl).
Po trzecie, gdybym nie inwestował aktywnie tylko dopłacał cały czas do jednego, wybranego funduszu mój wynik byłby zapewne jeszcze gorszy.

Równolegle uczę się też teorii. A dokładniej, robię darmowy kurs o inwestowaniu dostępny on-line. Jedna lekcja dziennie. Kilkanaście minut zamiast gapienia się w telewizor. Po ukończeniu kursu i zaliczeniu wszystkich testów, NBP przysyła certyfikat potwierdzający udział w kursie. Dzięki temu znów czuję się jak student :)

Wiem, że jestem płotką, jeżeli chodzi o tematy giełdowe itp., ale cały czas się uczę. Myślę, że już niedługo osiągnę poziom, który pozwoli mi na zarabianie na moich inwestycjach.

Tyle o mnie, wyszło tego dość sporo, ale dla was też coś mam. Dobra rada. Spróbujcie przez kilka miesięcy odkładać mały procent dochodów. Niech to będzie nawet 1% na początek. Systematycznie. Najlepiej na jakieś osobne konto, w bezpieczne fundusze pieniężne, albo nawet do skarpety. Zapewniam, że przez pół roku nie zauważycie ubytku tych pieniędzy. Natomiast po pół roku będziecie mieć miłą niespodziankę. I to od was będzie zależało, co dalej z tą kasą zrobicie. Obiadek w drogiej restauracji? Nowy ciuch? Jakiś gadżet? A może lepiej zainwestować w coś, co przyniesie zysk? Jeżeli macie jakieś pomysły - dajcie znać. A może już macie podobny sposób na oszczędzanie? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach.

Poczytajcie sobie te blogi i dobre rady w nich umieszczone. Oczywiście do wszystkiego trzeba podchodzić po swojemu i nie każda rada aplikuje się do każdej sytuacji. Dlatego, czytajcie ze zrozumieniem.



sobota, 31 stycznia 2009

Street View w Polsce

Każdy zapewne widział mapy satelitarne świata, które upublicznia Google. Natomiast nie każdy wie, że Google ma jeszcze coś takiego jak Street View. Czym jest Street View? Jest to zbiór milionów zdjęć, lecz tym razem nie satelitranych a takich zwyczajnych, które są zrobione na ulicach całego świata. Zdjęcia te są publikowane w ten sposób, że możemy sobie urządzać wirtualnie spacery np. po moście Golden Gate, Times Square oraz po wielu innych lokalizacjach w miastach Ameryki, Australii, Japonii czy Europy.

Niestety, jeżeli chodzi o tę ostatnią, to mimo, że możemy przy pomocy Google oglądać rzymskie Koloseum, lub paryską Wieżę Eiffel'a, to już widoku polskich miast w ramach Street View nie uświadczymy.

Ale, co Google jeszcze się nie udało, to udało się pewnej rumuńskiej firmie. Pod adresem www.norc.pl mamy możliwość pospacerować sobie po czterech miastach Polski. Wrażenia są niesamowite, szczególnie jeżeli jesteśmy w stanie zajrzeć na ulice, które znamy na co dzień. My wypatrzyliśmy nasz samochód stojący pod oknem. Zdjęcia są w miarę aktualne - wyglądają na zeszłoroczne lato. Próbowaliśmy określić dokładnie, który to był dzień, ale to ciężka sprawa. Może Wam się uda.

Całe to Street View, to niby taka ciekawostka, ale może się też okazać przydatnym narzędziem dla kogoś poszukującego mieszkania. Pod warunkiem, że szuka go w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu bądź Poznaniu, bo na razie tylko te miasta są tu prezentowane. Przyda się, jeżeli chcemy sprawdzić jak w letni dzień wygląda okolica nieruchomości którą jesteśmy zainteresowani. A przy odrobinie szczęścia można obejrzeć nawet samą nieruchomość i to pod różnymi kątami. Ponadto warto sprawdzić dokładnie jak tam dojechać, bo samo "palcem po mapie" może w niektórych sytuacjach nie wystarczyć.

Po tym jak już obejrzeliśmy zdjęcia naszej okolicy, kilka miejsc wartych obejrzenia, oraz wielu miejsc nie wartych zachodu, sprawdziliśmy też drogę na oddział położniczy. Tak na wszelki wypadek. Bo jeszcze nie znamy dnia ani godziny.




czwartek, 29 stycznia 2009

Metraż

Dziś o metrażu słów kilka. Powierzchnię mieszkań mierzy się według Polskich Norm. Do kwietnia 1999 r. obowiązywała PN-70/B-02365 z 30 czerwca 1970 r. Potem zastąpiła ją inna: PN-ISO 9836-1997 z 28 października 1997 r.

Norma: PN-70/B-02365
  • pomiar metr nad podłogą
  • w stanie surowym, tzn. bez tynków i okładzin wykonywanych na miejscu
  • wnęk w ścianach o powierzchni do 0,1 mkw. nie dolicza się do powierzchni mieszkania
  • powierzchni zewnętrznej niezamkniętej ze wszystkich stron dostępnych z danego pomieszczenia (np. balkony, loggie) nie wlicza się do powierzchni pomieszczenia mieszkania
  • dokładność pomiarów i obliczeń powierzchni do 0,1 mkw.
Powierzchnia pomieszczenia ze skośnym sufitem:
  • o wysokości powyżej 2,20 m liczy się w 100 proc.
  • o wysokości od 1,40 m do 2,20 m liczy się w 50 proc.
  • poniżej 1,40 nie wlicza się do powierzchni mieszkania.
Norma PN-ISO 9836: 1997
  • pomiar na poziomie podłogi
  • wnęk w ścianach o powierzchni poniżej 0,1 mkw. nie dolicza się do powierzchni mieszkania
  • w stanie całkowicie wykończonym
  • powierzchnie zewnętrzne niezamknięte ze wszystkich stron, dostępne z danego pomieszczenia (balkony, loggie, tarasy itp.) dolicza się do powierzchni lokalu, wykazując oddzielnie: powierzchnie nienakryte (balkony, tarasy), powierzchnie nakryte (loggie)
  • dokładność pomiarów i obliczeń powierzchni do 0,01 mkw.
Powierzchnię pomieszczenia ze skośnym sufitem liczy się w całości, zgodnie z powierzchnią jego podłogi, ale dzieli się ją na dwie części:
  • część o wysokości poniżej 1,90 m, która może być zaliczona wyłącznie do powierzchni pomocniczej
  • liczy się część o wysokości 190 m i więcej.

Teoretycznie nowsza norma zastąpiła starszą, ale żaden przepis nie przewiduje obowiązku jej stosowania. Oznacza to, że można posługiwać się albo jedną, albo drugą, tyle że trzeba być konsekwentnym. Jeżeli kupujemy mieszkanie, warto zwrócić uwagę, jaką normę wymienia umowa, oraz zastanowić się, czy ona nam odpowiada. Jeżeli nie, to można zażądać zmiany. Jeśli umowa nie wymienia żadnej normy, można zaproponować jej wprowadzenie. Nie będzie wtedy niespodzianek przy odbiorze lokalu. Ale pamiętajmy, że różnice w powierzchni są często nieuniknione.

Zazwyczaj umowy przedwstępne przewidują, że powierzchnia gotowego lokalu może się różnić od tej z umowy przedwstępnej. Często podaje się konkretną wartość o jaką mogą się one różnić. Co jednak zrobić, gdy różnica jest duża? Nie zawsze musisz dopłacić za większe mieszkanie.

A na koniec ćwiczenie praktyczne dla Was. Zmierzcie mieszkanie w którym teraz mieszkacie. Podajcie w komentarzach ile Wam wyszło.



wtorek, 27 stycznia 2009

RPP obniżyła dziś stopy

Dobra informacja dla posiadaczy oraz chcących wziąć kredyty hipoteczne w złotówkach. RPP obniżyła stopy procentowe o 75 pkt bazowych, główna stopa NBP wyniesie nie mniej niż 4,25 proc. Czekamy teraz aż spadnie WIBOR a co za tym oprocentowanie oferowane przez banki. Więcej o tym, jak taka decyzja przekłada się na wysokość miesięcznej raty a co za tym idzie zdolność kredytową, napiszemy w najbliższym czasie.

Jednak nie wszyscy są zdania, że taka decyzja jest dobra. Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji rady pojawił się artykuł:
Rado, nie tnij stóp, bo efekt cięcia będzie odwrotny do zamierzonego.

Z dzisiejszego przeglądu prasy mamy dla Was jeszcze dwa artykuły. Być może wśród czytelników są posiadacze książeczek mieszkaniowych. Widać las rąk. Dla Was jest dobra wiadomość, bo łatwiej będzie odzyskać pieniądze zablokowane na nich.

Jest też coś dla singli. Nie wstydźcie się, wiemy, że tam jesteście. Okazuje się, że deweloperzy patrzą na Was coraz przychylniej.

Z teraz coś z zupełnie innej beczki. Gdy promowaliśmy bloga wśród znajomych, nieoczekiwanie okazało się, że wielu z nich nosi się z podobnym zamiarem jak my. Też myślą o kupnie mieszkania. Dobrze się więc składa, bo oznacza to, że blog ma szanse trafić na podatny grunt. Mamy nadzieję, że będziemy się mogli wymieniać swoimi doświadczeniami i uwagami. Dlatego wszyscy, którzy nosicie się z zamiarem kupna mieszkania, nie bójcie się i wypowiedzcie to głośno: "Chcę kupić mieszkanie". Postawienie przed sobą jasnego i prostego celu pomaga. Ustalcie sobie ramy czasowe i do roboty! Możecie korzystać z naszych wskazówek i porad, ale nie ograniczajcie się do nich. Próbujcie na własną rękę zdobyć potrzebną wiedzę. A jak już ją zdobędziecie, to możecie podzielić się nią z innymi np. za pośrednictwem tego bloga, dla dobra wszystkich. W grupie raźniej.

To tyle na dziś. A, skoro byliście na tyle wytrwali, żeby dotrzeć aż do tego miejsca, to mamy niespodziankę. Jeżeli przypadkiem poszliście za naszą radą i wyrzuciliście telewizor, by po chwili się zreflektować, że nie macie jak teraz oglądać najlepszych polskich filmów fabularnych oraz dokumentalnych emitowanych przez TVP, to nie musicie się obawiać utraty tej przyjemności, bo oto przed Państwem, darmowa, legalna, polska, najlepsza Filmoteka TVP!

Miłego oglądania.