piątek, 27 lutego 2009

Rynek pierwotny czy rynek wtórny?

Oba rodzaje mieszkań wystawianych na sprzedaż mają swoje zady i walety. Popatrzmy najpierw, w czym mieszkanie używane jest lepsze od nowego. Do tej pory rynek pierwotny kojarzył się z koniecznością kupowania mieszkań w fazie planowania całej inwestycji przez dewelopera. Na skutek boomu mieszkaniowego w poprzednich latach, dziury w ziemi sprzedawały się niczym świeże bułeczki. Deweloperzy nie nadążali z zaspokajaniem gigantycznego popytu. Mieszkanie z rynku wtórnego miało tę zasadniczą przewagę, że przed jego zakupem można było się po nim przespacerować. Czasy trochę się zmieniły. Dziś można nabyć nowe mieszkania, które są w wybudowanych już budynkach. Ponadto na rynek, co prawda wtórny, ciągle trafiają mieszkania nigdy nie zamieszkałe, kupione w celach inwestycyjnych ale właściwie nowe.

Innym kryterium wyboru jest cena. Mogłoby się zdawać, że tak, jak w przypadku samochodu, czym mieszkanie starsze, tym tańsze. Tymczasem na cenę mieszkania ma wpływ tak wiele czynników, że wiek nie jest aż tak istotny. Prawda jest taka, że na naszym dziwnym, niejednorodnym rynku mieszkaniowym targanym skrajnościami, zdarzają się sytuacje, gdy kilkunastoletnie mieszkania są droższe niż mieszkania prosto spod kielni. Czasem rzeczywiście lepiej jest kupić mieszkanie wybudowane kilka lat temu, bo inwestycje w najbliższej okolicy są już dawno zakończone, otaczająca infrastruktura miała już czas aby powstać i nawet trochę się zadomowić. W sytuacji, gdy wprowadzamy się do mieszkania w nowo wybudowanym bloku albo jeszcze gorzej na nowo powstającym osiedlu, trzeba się liczyć z tym, że prace budowlane w najbliższej okolicy potrwają od kilku miesięcy do nawet kilku lat. Często trzeba poczekać na powstanie drogi dojazdowej, chodników. Nie licząc sąsiadów, którzy tak jak my zabierają się za urządzanie, meblowanie, wiercenie, piłowanie w celu upiększenia szarych ścian kupionych od dewelopera.

Innym aspektem jest to, jak się będziemy czuć w mieszkaniu, w którym ktoś mieszkał przed nami. Na pewno mamy jakieś wyobrażenie o tym, jak nasze idealne gniazdko powinno wyglądać, a jeżeli poprzedni właściciele pozostawili po sobie płytki w kolorze szaroniebieskim, wywołującym mdłości, lub szpitalno-zielone tapety na ścianach? Mieszkanie można od razu zakwalifikować do generalnego remontu. Nawet, jeżeli jesteśmy w stanie zaakceptować kolory ścian i stan podłogi, to jeszcze pozostaje jakieś takie dziwne uczucie w tej nienowej wannie... Po prostu nie każdy lubi używane rzeczy. Co innego nowe mieszkanko, najlepiej w standardzie deweloperskim, które od początku możemy urządzić po swojemu i czuć się w nim niemal swojsko. Niemal, bo przecież najczęściej ono nie należy do nas tylko do banku.

Przeglądaliśmy ogłoszenia w internecie i naprawdę można znaleźć mieszkania kilkuletnie w znakomitych lokalizacjach, gdzie pewne jest, że za oknem nie powstanie za kilka lat dziesięciopiętrowy biurowiec, gdzie 200 metrów dalej jest park,mieszkanie, które być może wymagałoby drobnej ingerencji dekoratora wnętrz. Niestety tego typu mieszkania z przyczyn oczywistych są dość drogie. A pamiętać należy, że przy kupnie mieszkania na rynku wtórnym konieczne jest jeszcze zapłacenie podatku od czynności cywilno-prawnych w wysokości 2% wartości transakcji.

Jest jeszcze coś, co w naszym przypadku przemawia przeciwko mieszkaniom używanym. Trwają pracę nad "poprawieniem" naszego ulubionego programu rządowego. Według nowego prawa z dopłat mogliby korzystać tylko ci, którzy kupiliby nowe mieszkanie lub dom. Zdaniem poprawiaczy możliwości budżetu są skromne, a korzyści z transakcji na rynku wtórnym - stosunkowo niewielkie.

Dlatego w naszych poszukiwaniach idealnego miejsca do spędzenia życia, a przynajmniej jakiejś jego części, rozglądamy się głównie po rynku pierwotnym. Choć, oczywiście, nie pogardzimy używaną okazją, jeżeli się taka trafi.

A jakie są Wasze wymagania? Zgodzilibyście się mieszkać w mieszkaniu, gdzie ktoś przed Wami hodował trzy labradory, regularnie co miesiąc zalewał wodą całe mieszkanie, popełnił morderstwo albo samobójstwo? A może wolicie nowe mieszkanko, w nowo powstałej dzielnicy, gdzie jest tylko jedna wąska droga dojazdowa do centrum, najbliższe przedszkole znajduje się w innej części miasta, park jest jeden i służy głównie do wyprowadzania psów, nie ma jeszcze chodników, a otoczenie łudząco przypomina scenografię pewnego popularnego, starego dość, komediowego, serialu telewizyjnego?

sobota, 21 lutego 2009

Krakowskie becikowe - czyli ile kosztuje niewiedza

To, że niewiedza kosztuje, wiedzą wszyscy. Wczoraj mieliśmy okazję przekonać o tym na własnej skórze. A było to tak.

Kilka lat temu, we wspaniałym mieście Krakowie, wydarzyła się cudowna historia. Do naszej dwuosobowej, na ten czas, Rodzinki przybyło Dziecko. Nie takie zwykłe dziecko tylko właśnie Dziecko. Wraz z Jego przybyciem na barki Taty spadł obowiązek załatwienia kilku spraw urzędowych. Między innymi konieczne było złożenie wniosku o becikowe. I wtedy właśnie objawiła się niewiedza, która kosztuje. Nie dość, że wniosek o becikowe trafił nie do tego urzędu co trzeba, to jeszcze błędny wybór urzędu skutkował brakiem wniosku o tak zwane gminne becikowe, które Rodzince przysługiwało, choć ona o tym nie wiedziała. Jak się okazuje, różnica pomiędzy miejscem zameldowania a miejscem zamieszkania, jest jednak znacząca. Rodzinka żyła, tym samym, w niewiedzy przez kilka lat.

Ostatnio historia zatoczyła koło i do trzyosobowej, tym razem, Rodzinki przybyło Drugie Dziecko. Rodzinka radośnie zmieniła statut na Rodzinkę czteroosobową, a Tata znów stanął przed ciężkim urzędniczym zadaniem. Tu jednak historia popłynęła troszeczkę innym korytkiem. Z niewiadomych przyczyn Tata przed wyjściem z domu wykonał telefon i sprawdził gdzie dokładnie powinien złożyć wniosek o becikowe. Oczywiście chodziło o Wydział Świadczeń Socjalnych Urzędu Miasta Krakowa przy ul. Stachowicza 18. I jakże miła niespodzianka spotkała Tatę na miejscu, gdy okazało się, że mimo zameldowania obojga rodziców poza Krakowem i tak przysługuje im gminna jednorazowa zapomoga finansowa z tytułu urodzenia się dziecka. Jednak warunek jest taki, że rodzice w Krakowie mieszkają i pracują a samo miasto stanowi centrum ich życia. W celu poświadczenia powyższego należy złożyć stosowne oświadczenie oraz ksero np. umowy najmu.

Tata wszystkie papiery dostarczył i złożył w urzędzie w piątek trzynastego i jakież było zdziwienie całej Rodzinki, gdy już tydzień później (czyli wczoraj) odebrali listowne potwierdzenie przyznania zapomogi. Jeszcze bardziej zaskakujące było, że pieniążki na koncie pojawiły się w kilka godzin po przyjściu listu.

Cała historia skończyła się bardzo dobrze, choć pozostało pewne poczucie straty - przecież kilka lat wcześniej również można było postarać się o dodatkowe becikowe. Mówi się trudno i płynie się dalej. Nauczka jest - byleby nie zabłądziła w lesie.

Biorąc pod uwagę powyższe, należy skorygować nieco nasz stan zasobów z którymi kroczymy po wymarzony cel - mieszkanie. Na początku wyglądało to tak. A teraz:
Tata - 1szt.
Mama - 1szt.
Dzieci - 2szt.
Kot - 1szt.
Tysiące PLNów leżących na koncie w banku - 7szt.
Tysiące PLNów co miesiąc zasilających nasze konto w banku - 5szt.
Tysiące pieluch co godzinę zasilających podłogę wokół nieopróżnionego kosza na pieluchy - 10szt.
Czas - 0,001szt.
Determinacja - tli się gdzieś na dnie z powodu braku czasu i/lub lenistwa (niepotrzebne skreślić).

Sytuacja finansowa wygląda coraz lepiej, trochę słabiej - zasoby czasu. Ale nie ugniemy się! Za niedługo coś w nas pęknie, powstaniemy, pójdziemy i kupimy mieszkanie!

A przynajmniej obejrzymy sobie jakieś z bliska.

piątek, 20 lutego 2009

Pierwsze targi cz. 2

Dziś część druga opowieści o mojej wizycie na Krakowskiej Giełdzie Domów i Mieszkań. W pierwszej części opisałem doświadczenia z wystawiającymi się tam bankami. Tym razem parę słów o deweloperach.
Od razu zaznaczam, że bliżej zainteresowałem się tylko tymi firmami, które mają w swojej ofercie mieszkania idealne. Dla tych, którzy nie wiedzą czym charakteryzuje się mieszkanie idealne, prezentujemy nasz pogląd na tę kwestię.

Idealne mieszkanie:
  • metraż - minimum 55 m2, maksimum 75 m2 (o ile chcemy skorzystać z programu "Rodzina na swoim" - a chcemy),
  • pokoje - minimum trzy, jasne, nieprzechodnie, z jasną kuchnią, ewentualnie z aneksem kuchennym,
  • cena - zdeterminowana przez "Rodzinę..." - na dzień dzisiejszy poniżej pięciu tysięcy za metr,
  • lokalizacja - raczej południowy Kraków (ewentualnie blisko centrum), z pięknym widokiem z okna (np. na Tatry), niedaleko park, przedszkole, basen, centrum handlowe (ewentualnie mniejszy sklep), filharmonia (ewentualnie kino), park rozrywki (Disneyland, Legoland itp),
  • piętro - wyższe, parter odpada,
  • inne - loggia (ostatecznie balkon), piwnica, miejsce garażowe,

Na początek tyle. W szczególnych przypadkach możemy lekko poluzować niektóre punkty. Jeżeli znajdzie się kilka mieszkań, spełniających nasze oczekiwania, będziemy zmuszeni te punkty doprecyzować.

Mając powyższą listę w głowie wędrowałem od stoiska do stoiska przepytując panie i panów stojących lub siedzących za stolikami lub kontuarami. Na blatach najczęściej piętrzyły się stosy folderów, ulotek, planów, skserowanych kartek i cukierków, a za paniami i panami, na tekturowych ściankach wisiały wizualizacje domów i osiedli, a w niektórych przypadkach nawet zdjęcia placów budów.

Poniżej przedstawiam listę tych inwestycji, w których były dostępne mieszkania choć trochę przypominające nasze idealne mieszkanie. Jednym z warunków znalezienia się na tej liście jest niska cena mieszkania. W wielu wypadkach zadowalająca była twierdząca odpowiedź przedstawiciela firmy na pytanie o możliwość negocjacji. Tabelka zawiera przykładowe mieszkanie z danej inwestycji oraz jego cenę za metr.

Deweloper strona Nazwa inwestycji metry cena za metr
PRZ Kraków S.A. http://www.prz.com.pl Osiedle mieszkaniowe 61,3 7732
Euro-Invest Deweloperhttp://euro-invest.info.pl Krowodrza 58,29 6200
Twój domhttp://dom-bud.pl 29 Listopada 64,5 5750
Twój dom http://dom-bud.pl Bohomolca/Jancarza 65,43 6200
Awim http://awim.krakow.pl Ukryte Pragnienia 71,97 7490
Fronton http://fronton.pl Centrum Ruczaju 65,68 5900
Polimex http://polimex.krakow.pl Apartamenty Kliny 65,98 7400
Polimex http://polimex.krakow.pl Wielicka Park 59,91 7500
Multidom http://www.multidom.com.pl Nad Potokiem 63,95 6239
Instal Krakow http://osiedlesliczna.pl Osiedle śliczna 58,4 6164
Budopol http://budopol.pl Pod Kopcem 62,95 6500
Pasternik http://pasternik.krakow.pl Zielona Dzielnica 62,27 7082
Nordic House http://nordic-house.pl Nordic House 64,3 6741
Start http://start.com.pl Osiedle Słoneczne Wzgórze 51,6 6890
Start http://start.com.pl Pszenna 5 55,21 6900
Solinvest http://polanaborkowska.pl Polana borkowska 66,33 5134
Gant http://gant.pl Pod Fortem 63,54 4973
Wawel Service http://taniemieszkania.pl Millenia Fort 71,94 4980
Univers http://univers-krakow.pl Za Fortem 59,54 5300
Univers http://univers-krakow.pl Zielony Ruczaj 69,9 6200
Inter-Bud http://mieszkania.inter-bud.pl Bobrzyńskiego 62,8 6955
Proins http://proins.pl Rydlówka 68 6600



Kolejność jest przypadkowa i wynika bezpośrednio z kolejności w jakiej ulotki reklamowe poszczególnych deweloperów ułożyły się w plecaku. Jak widać, ceny są zróżnicowane. Dobrze rokuje fakt, że znalazło się kilka firm, które ustaliły ceny mieszkań na poziomie akceptowalnym z punktu widzenia naszego ulubionego programu rządowego. Choć z drugiej strony może to źle świadczyć o jakości mieszkań, których deweloper próbuje się "na siłę" pozbywać. Wszak powszechnie wiadomo, że to co tańsze to gorsze (choć funkcjonują równie powszechne odstępstwa od tej reguły).

Średnia cen to 6400, ale zdecydowana większość firm jest chętna do negocjacji. Standard wykończenia najczęściej tak zwany "stan deweloperski", który charakteryzuje się brakiem wszystkiego. Czasem dostępna jest komórka lokatorska, rzadko bezpłatna. Natomiast miejsca postojowe dla samochodów na podziemnym parkingu, lub pod chmurką w cenie wielokrotnie przekraczającej wartość naszego samochodu.

Ogólny wniosek, po spędzeniu kilku godzin na targach, jest taki, że mieszkania są, nie bójmy się wielkich słów, "do wyboru do koloru". Zdecydowana większość stoi już wybudowana a ceny są negocjowalne. W jednym przypadku pani nawet zdradziła że cenę można obniżyć o 7%. Nic tylko jeździć po lokalizacjach i przebierać. I tym właśnie zajmę się w niedługim czasie.

Co prawda plan był taki, że wykorzystam w tym celu urlop na okoliczność narodzin Córeczki, ale muszę szczerze przyznać, że urlop pomału ma się ku końcowi a ja wcale nie mam ochoty na spotkanie z jakimkolwiek sprzedawcą. Muszę zwalczyć tę wewnętrzną blokadę i lenistwo. Mam nadzieję, że będziecie mi dopingować.

Wracając do wystawców, jeżeli chcecie więcej szczegółów odnośnie oferty deweloperskiej i bankowej to nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na kolejną edycję giełdy, która będzie miała miejsce już w marcu. Osobiście wyniosłem z tych targów sporo. Dokładniej, jakieś dwa i pół kilo makulatury, parę długopisów, smycz, kalendarz. Naoglądałem się zdjęć, wizualizacji i planów i objadłem się cukierkami. Myślę, że teraz jestem gotowy, aby odwiedzić jakieś mieszkanie. Jak tylko się na to zdecyduję, opiszę dla Was tę przygodę.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Pierwsze targi cz. 1

No dobra. To nie były pierwsze targi mieszkaniowe, na których byłem. Ale pierwsze w trakcie realizacji naszego celu. Konkretnie była to, organizowana przez Stowarzyszenie Budowniczych Domów i Mieszkań, Krakowska Giełda Domów i Mieszkań.

Tak! Krakowska! Wiemy, że niektórzy z Was mogą być zaskoczeni, bo wprost nie informowaliśmy o tym jeszcze na blogu. Aby formalnościom stało się za dość: mieszkanie, które kupimy będzie w Krakowie. Nie w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Katowicach, Bielsku, Iławie, Pszczynie (tak, tak, mieliśmy takie pomysły) ani nawet nie w Tychach (wiem, że trudno w to uwierzyć ale na taki pomysł też wpadliśmy).

To Kraków stanowi centrum naszego życia.

Notabene ostatnio składaliśmy takie właśnie oświadczenie w Urzędzie Miasta Krakowa, Wydziale Świadczeń Socjalnych, gdzie oddawaliśmy wniosek o przyznanie ogólnopolskiego oraz gminnego (za to między innymi lubimy Kraków) becikowego z okazji narodzin Córki.

Ale wracając do tematu. Tym razem trafiłem na 65-tą edycję targów, która odbywała się w dniach 7-8 lutego, sam bo Mama jest teraz bardzo zajęta dużo ważniejszymi sprawami. Obejrzałem sobie 61 wystawców, przy czym zaskoczyła mnie mała ilość banków wśród nich. Chyba pierwszy raz na oczy, poza gazetami, zobaczyłem że dzieje się coś złego na rynku kredytów hipotecznych. Z tego co pamiętam na poprzedniej tego typu imprezie, na której byłem 3 lata temu, banków było kilkanaście. Tym razem widziałem dwa. Przy czym w PKO BP nie działał system komputerowy i nie za wiele się dowiedziałem. Natomiast Dominet chętnie da nam kredyt na 40 lat, w złotówkach z oprocentowaniem 5,49%. Miła pani wyliczyła nam zdolność kredytową dla rat równych do kwoty 430 tysięcy a przy ratach malejących 336 tysięcy. Dla przykładowego kredytu o wartości 320 tysięcy rata równa wychodzi 1648 zł miesięcznie. Jeżeli brakuje wkładu własnego, oprocentowanie jest podniesione o jeden procent, do momentu spłacenia odpowiedniej ilości kapitału, więc wszystkie wcześniejsze obliczenia biorą w łeb.

Z ciekawości zapytałem, czy i kiedy Dominet przystąpi do rządowego programu Rodzina na swoim. Pani poinformowała, że takie rozmowy mają miejsce, ale żadnych konkretów nie zna, jednak na wypadek gdyby jakieś poznała, wzięła ode mnie dane kontaktowe i obiecała dać znać, jak tylko takowe się pojawią.

Banki generalnie nie dopisały i uczucie niedosytu pozostało. Trochę lepiej wygląda sytuacja z mieszkaniami. Ale o tym w następnym odcinku. Pod warunkiem, że odkopiemy się z tej góry pieluch a Starszy Brat - Małe Tornado - da nam chwilę wytchnienia.

sobota, 14 lutego 2009

Córka

Od tygodnia nic nowego nie pojawiło się na blogu. Żadnych informacji prasowych, relacji z targów, zmian w planach ani nawet wzmianki o kotach. Wszystko dlatego, że wraz z początkiem tygodnia nasza Rodzinka przestała być przeciętną trzyosobową rodzinką a zaczęła być przeciętną czteroosobową rodzinką.

Tak! Mamy córeczkę!

Długo oczekiwana, zdecydowała się przyjść na świat nie do końca "zgodnie z planem", ale szczęśliwie. Dlatego ostatnie dni upływały nam na przebywaniu w szpitalu, odwiedzinach w urzędach oraz na adaptacji w tej nowej sytuacji. Teraz jesteśmy już w komplecie.

Co do bloga, to prawdopodobnie jego aktualizacje ucierpią w najbliższych tygodniach w starciach z pieluchami, karmieniami, czy próbą poświęcania większej ilości czasu Starszemu Bratu. Taki stan rzeczy jest jak najbardziej zrozumiały, choć postaramy się wrzucić jakiegoś wpisa raz na jakiś czas. Tymczasem zapraszamy, tych z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji, do zapoznania się z poprzednimi wpisami.

Oczywiście, cel się nie zmienia. W tym roku kupujemy mieszkanie. Tak więc, za parę dni zaprezentujemy mały raport z targów mieszkaniowych, natomiast w planie jest odwiedzenie już niedługo kilku mieszkań. Oczywiście wszystko postaramy się opisać na blogu, dlatego zapraszamy do odwiedzin, ewentualnie do zapisania się na kanał RSS.

sobota, 7 lutego 2009

Długi spacer

Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię spacerować. Może to dlatego, że kto nie ma w głowie, ten ma w nogach... W każdym bądź razie przedkładam spacer nad przejażdżkę. No chyba, że przejażdżkę rowerową. Jeździć na rowerze też lubię. Ale nie o tym chciałem.

Spacery lubię do tego stopnia, że zamiast jechać autobusem do sklepu, wolę te 4 kilometry przejść na piechotę. Dla niektórych moje zachowanie, może być niezrozumiałe. Dlatego, pod naporem pytań "a dlaczego?", zostałem zmuszony do poszukania jakichś racjonalnych przyczyn, dla których spacer miałby być lepszy od jazdy autobusem.

Nawiasem mówiąc moje uwielbienie pieszego trybu życia jest tak duże, że do tej pory nie zdecydowałem się nawet na próbę zdobycia uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych, innych niż wspomniany rower.

Wracając do racjonalnych przyczyn.
  1. Spacer jest dobry dla zdrowia. Osobiście nie ćwiczę fizycznie zbyt wiele. Owszem, mam plan uczęszczania na basen, ale, jak każdy plan, wymaga on jeszcze postępowania zgodnie z nim, a o to już trochę trudniej. W związku z brakiem regularnych ćwiczeń ruchowych, przejście paru kilometrów raz na jakiś czas można uznać za próbę podtrzymywania swojego zdrowia na jakimś znośnym poziomie. A jeżeli do tego dorzucimy kilkanaście kilogramów zakupów niesionych najczęściej w plecaku, można całe to przedsięwzięcie podciągnąć pod próbę uprawiania swego rodzaju sportu wytrzymałościowego. Czyli zamiast kisić się w samochodzie lub autobusie - plecak na plecy i w drogę.

  2. Spacer jest tańszy niż inne formy podróżowania. Koszt przejazdu autobusem do i z hipermarketu powoduje, że cała ta podróż traci sens. Bo przecież do hipermarketu wybieram się po to, żeby było taniej. Jeżeli za transport mam zapłacić dodatkowe 5 złotych od osoby, to wolałbym zrobić te zakupy w pobliskim sklepie osiedlowym. Oczywiście jazda samochodem nie jest już tak droga, szczególnie jeżeli na zakupy wybieramy się całą rodziną. Ale po pierwsze, prawa jazdy nie posiadam a po drugie Mama, która prawo jazdy posiada, posiada też naszą córkę kurczowo uczepioną jej frontu, co znacznie ogranicza jej (Mamy a nie Córki) możliwości poruszania się w ogóle, a samochodem w szczególności.

  3. Spacer daje czas na przemyślenia. Szczególnie jeżeli jest to samotny spacer. W takim przypadku myśli mogą wreszcie swobodnie obijać się po głowie. Wpadać, wypadać, napływać, odpływać. Na co dzień rzadko mają taką okazję.

  4. Spacer pozwala uwolnić się od rozkładu jazdy. Nie trzeba wychodzić o konkretnej godzinie, nie trzeba podróżować ustaloną trasą, nie trzeba stać i czekać. I często może się zdarzyć, że spacer zajmie mniej więcej tyle samo czasu co podróż komunikacją miejską uwzględniając czas oczekiwania na przystankach.

Oczywiście są też wady spacerowania. Pogoda, która może mieć dość istotny wpływ na kierunek naszego spaceru, lub nawet na dalsze jego trwanie. Czasem droga do przebycia jest zbyt długa, aby porywać się na nią z nogami. Poza tym, nie każdy lubi spacerować. Co prawda spacer jest dobry, jeżeli nigdzie się nam nie spieszy, ale jeżeli jest ktoś, kto na nas czeka, może się okazać, że jemu się właśnie spieszy. A najgorsze, że dowiemy się o tym dopiero, kiedy już zakończymy spacer.

Ale jaki związek może mieć spacerowanie z szukaniem mieszkania? Po tym dość przydługim wprowadzeniu przechodzę do sedna.

Dziś była piękna wiosenna pogoda. Tak - nie pomyliłem się! Jest luty, ale na zewnątrz ani śladu śniegu, termometr w cieniu wskazywał 10 stopni, w słońcu jakieś 18. W powietrzu znów pojawiły się zapachy, a wśród drzew dało się słyszeć ptaki. Wymarzona pogoda na spacer. Ponieważ miałem zrobić różnego rodzaju zakupy dla Mamy wijącej gniazdo, znalazłem się w pewnej chwili dość daleko od domu ze wspomnianym wcześniej plecakiem wypełnionym po brzegi. Niewiele się zastanawiając ominąłem szerokim łukiem przystanek autobusowy i dziarskim krokiem skierowałem się w stronę domu. Dzięki temu, że trasa nie była wyznaczona i narzucona w żaden sposób pozwoliłem swoim stopom na pełną swobodę. Nie uwierzycie jakie było moje zdumienie, gdy już po kilkuset metrach mym oczom ukazał się słup. Słupa zapewne bym nie zauważył jadąc autobusem i będąc pogrążonym w siódmej części "Harry'ego Potter'a", a tym bardziej siedząc w szybko mknącym samochodzie. A dzięki zaufaniu do własnych stóp znalazłem się oko w oko z nim. Ze słupem ogłoszeniowym.

Aby już naprawdę dalej nie przedłużać napiszę tylko, że dzięki temu słupowi dowiedziałem się jak spędzę jutrzejszy dzień - na targach mieszkaniowych.

Tak, właśnie tak. Znalazłem ogłoszenie o tym na zwykłym słupie. Co więcej w dalszej drodze trafiłem na jeszcze kilka słupów, z których dwa poinformowały mnie o ciekawych promocjach cenowych mieszkań (www.4950m2.pl, mojem2.com).

Dlatego pamiętajcie, że w życiu ważnie jest stwarzanie okazji. Okazje są dobre. Zróbcie czasem coś na przekór swoim nawykom i zamiast wsiąść do samochodu czy autobusu, spróbujcie przejść się po okolicy. Może znajdziecie dzięki temu okazję. A jak Wam się uda, to pochwalcie się w komentarzach na dole.

A jutro - Targi.



środa, 4 lutego 2009

Kredyt z dopłatą

Czym jest "Kredyt z dopłatą" i dlaczego się tym interesujemy? Pewnego razu w życie weszła ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania (Dz. U. Nr. 183, poz. 1354). Wraz z nią światło dzienne ujrzał Program Rządowy o nazwie "Rodzina na swoim". Jest to forma dofinansowania skierowana do rodzin pragnących posiadać własne M. Czyli dotyczy właśnie nas.

Może najpierw przedstawimy jakie warunki powinna spełniać rodzina, aby móc się starać o taką pomoc:
Preferencyjny kredyt z dopłatami do oprocentowania jest przeznaczony dla rodzin, osób samotnie wychowujących przynajmniej jedno dziecko (małoletnie, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny lub dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach). Osobie ubiegającej się o kredyt preferencyjny nie może przysługiwać tytuł prawny do lokalu mieszkalnego.

Na co możemy przeznaczyć tę pomoc:
Kredyt może być przeznaczony na zakup lub budowę domu lub lokalu mieszkalnego. Powierzchnia użytkowa kredytowanego lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego nie może przekraczać odpowiednio 75 m2 i 140 m2

Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że się łapiemy. O ile nasze wymagania nie są większe niż 75m2. Ustaliliśmy, że nie są. Rzucamy okiem po raz drugi.

Pomoc jest oferowana w formie kredytu preferencyjnego z dopłatami do oprocentowania.
  • Kredyt z dopłatami jest udzielany tylko w walucie polskiej
  • Dopłaty do kredytu udzielane są przez 8 lat
  • W umowie kredytowej spłata kredytu nie może być indeksowana do zmiany kursów walut
  • Kwota kredytu preferencyjnego może być powiększona wyłącznie o jednorazowe i płatne z góry opłaty i prowizje związane z jego udzieleniem, do wysokości 2% kwoty kredytu przed doliczeniem jednorazowej i płatnej z góry składki ubezpieczenia kredytu preferencyjnego
  • Karencja w spłacie kredytu nie może być dłuższa niż 6 miesięcy
  • Spłata kredytu odbywać się będzie wyłącznie metodą równych rat kapitałowych (rata malejąca) lub równych rat kapitałowo-odsetkowych (annuitet)
Niby można się przyczepić do jednego czy kilku punktów, ale jak się nie ma co się lubi...

Kolejna rzecz - tego typu dopłaty dana rodzina możne uzyskać tylko raz. Nie można być beneficjentem więcej niż jednego takiego kredytu. Wszystko się zgadza - nadal jesteśmy zainteresowani. Nadal rzucamy okiem.

Kredytów preferencyjnych udzielają instytucje ustawowo upoważnione do udzielania kredytów, które podpiszą w tej sprawie umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Tu jest lista. Lista jak na razie krótka, ale kilka tygodni temu BGK informował, że zaprasza kolejne banki do współpracy.

Poza kupnem mieszkania, kredyt można przeznaczyć na inne cele.
  • zakup będącego w budowie lub istniejącego domu jednorodzinnego lub lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym, stanowiącego odrębną nieruchomość, z wyłączeniem zakupu domu jednorodzinnego lub lokalu mieszkalnego, do którego któremukolwiek z kredytobiorców w dniu zawarcia umowy kredytu preferencyjnego przysługiwał inny tytuł prawny
  • zakup spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym lub domu jednorodzinnego
  • pokrycie kosztów budowy lokalu mieszkalnego w budynku wielorodzinnym lub domu jednorodzinnego, budowanego przez spółdzielnię mieszkaniową w celu ustanowienia odrębnej własności tego lokalu lub przeniesienia własności domu jednorodzinnego
  • wkład budowlany do spółdzielni mieszkaniowej, wnoszony w celu uzyskania spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu, którego przedmiotem jest zasiedlany po raz pierwszy lokal mieszkalny
  • budowę domu jednorodzinnego
  • nadbudowę, przebudowę lub rozbudowę budynku mieszkalnego lub adaptację budynku lub lokalu o innym przeznaczeniu na cele mieszkalne, w celu uzyskania lokalu mieszkalnego stanowiącego odrębną nieruchomość.
Ustaliliśmy, że nam wystarczy mieszkanie.

Ile tak naprawdę dopłaciłby rząd do naszego wymarzonego M?
  • Podstawę naliczenia dopłaty stanowi pozostająca do spłaty kwota kredytu preferencyjnego
  • w przypadku, gdy powierzchnia lokalu mieszkalnego przekracza 50 m2, jako podstawę naliczenia dopłat przyjmuje się część zadłużenia pozostającego do spłaty stanowiącego iloczyn równowartości tego zadłużenia i wskaźnika równego ilorazowi 50 m2 (dla lokali) i powierzchni użytkowej finansowanego lokalu
  • Dopłata stanowi równowartość 50% odsetek naliczonych od podstawy naliczenia dopłaty według stopy referencyjnej (stanowiącej podstawę ustalenia wysokości dopłat), obowiązującej w dniu naliczania dopłaty. Jest przekazywana instytucji ustawowo upoważnionej do udzielania kredytów po spłaceniu przez kredytobiorcę całości należnej raty spłaty. W pierwszym kwartale 2009 roku stopa referencyjna wynosi 8,64%.

Jak łatwo policzyć, dla mieszkania o powierzchni 55,4m2, cenie 266751 zł, przy kredycie na 30 lat dopłata w pierwszym miesiącu wyniosłaby 939 zł. Wytrzeszczamy oczy. Wow. Taki rząd to my lubimy.

Wszystko pięknie, ładnie, aż chce się zapytać, gdzie jest haczyk? No właśnie. Cena zakupu lokalu mieszkalnego, nie może przekraczać kwoty stanowiącej iloczyn powierzchni użytkowej lokalu mieszkalnego i średniego wskaźnika przeliczeniowego kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych z uwzględnieniem współczynnika 1,4. A ile wynosi ten "średni wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych"? Ano tyle. I w tym momencie przewracamy oczami. Owszem, są mieszkania w takiej cenie, ale nie są to takie nasze wymarzone emki. (I tak jest dobrze, bo jeszcze w zeszłym roku ten współczynnik był równy 1,3.)

Pomysł żeby rząd nas wspierał w osiągnięciu naszego celu uważamy za bardzo udany. Co prawda takie wsparcie jeszcze nie pozwala na spełnienie naszych marzeń, ale tendencja ma dobry kierunek. Z kwartału na kwartał dostępność rośnie. Mamy więc oczy szeroko otwarte i szukamy okazji.

Po więcej informacji na temat programu rządowego "Rodzina na swoim" zapraszamy na strony Banku Gospodarstwa Krajowego.

poniedziałek, 2 lutego 2009

Inwestowanie w siebie

Dziś kilka słów o oszczędzaniu i inwestowaniu oraz o moim podejściu do tych spraw. Głębiej tematem zainteresowałem się około półtora roku temu. Pozbyliśmy się telewizora i od razu zyskałem kilka minut, czy nawet godzin dziennie, które mogłem spożytkować w inny sposób. I co zrobiłem z tym czasem? Jak wielu innych przede mną - wpadłem w otchłań internetu.

Próbowałem jakoś poznać internet "na nowo". Czytałem o nurcie nazwanym "Web 2.0", gdzie za treść publikowaną w witrynie nie odpowiada konkretna instytucja, firma lub czasopismo, ale sami użytkownicy. Jednym ze sztandarowych portali tego nurtu w Polsce jest wykop.pl. Zainteresowałem się tematem i dzięki temu poznawałem internet z trochę innego punktu widzenia. Zaskutkowało to tym, że usunąłem ze swoich bookmarków onet, wirtualną czy gazetę. Niestety. Dzisiejszy wykop to nie to samo, co kiedyś. Kolejny raz potwierdza się zasada, że jak coś jest do wszystkiego to jest ... To co jest mainstreamowe, popularne, traci swoją nutkę nowości, świeżości.

To właśnie na wykopie odkryłem takie blogi jak oszczedzanie.net i APP Funds. Od jakiegoś czasu możecie trafić na te strony klikając po prawej stronie w dziale Ciekawe Blogi. To tam się nauczyłem podstaw oszczędzania i inwestowania i dzięki nim poznałem prawdziwą wartość pieniędzy.

Okazuje się, ze nie musi być wcale tak, że całość dochodów znika jeszcze przed kolejną wypłatą. Zacząłem odkładać część dochodów. Początkowo 1% procent. Z czasem wzrosło to do prawie 20%. Przy czym za tę ostatnią wartość bezpośrednio jest odpowiedzialny jeden ze szwagrów, który nas do tego namówił. Co prawda nadal "brakuje do pierwszego", ale teraz wiemy gdzie te pieniądze się podziały.

Większość tych pieniędzy trafia na specjalne konto oszczędnościowe. I już niedługo posłużą nam do opłacenia części kosztów zakupu mieszkania. I pomyśleć, ze jeszcze pół roku temu nie mieliśmy prawie nic...

Równolegle do odkładania "dużej" kasy, 2% dochodów topię w funduszach inwestycyjnych. Moje inwestycje od początku charakteryzują się chaotycznością. Trochę akcji, trochę obligacji, trochę rynku pieniężnego, trochę misi. Co kilka dni sprzedaję jakieś jednostki, żeby zakupić inne. Cały czas wszystkie transakcje zapisuję i analizuję. W tej chwili "przegrałem" w ten sposób jakieś 30% kapitału. Godzę się z tymi stratami. Traktuję je trochę jak opłatę za szkolenie z inwestowania. Zyskuję potrójnie.

Po pierwsze wychodzi to i tak taniej niż profesjonalne kursy zarządzania pieniędzmi. Wciąż obracam małymi kwotami.
Po drugie, mimo, że kwoty są małe to i tak jest to zabawa własnymi pieniędzmi, więc zapewnia realne emocje a nie takie jak występują podczas gier wirtualnych (Wirtualnie też gram. Obecnie na platformie gra.invest24.pl).
Po trzecie, gdybym nie inwestował aktywnie tylko dopłacał cały czas do jednego, wybranego funduszu mój wynik byłby zapewne jeszcze gorszy.

Równolegle uczę się też teorii. A dokładniej, robię darmowy kurs o inwestowaniu dostępny on-line. Jedna lekcja dziennie. Kilkanaście minut zamiast gapienia się w telewizor. Po ukończeniu kursu i zaliczeniu wszystkich testów, NBP przysyła certyfikat potwierdzający udział w kursie. Dzięki temu znów czuję się jak student :)

Wiem, że jestem płotką, jeżeli chodzi o tematy giełdowe itp., ale cały czas się uczę. Myślę, że już niedługo osiągnę poziom, który pozwoli mi na zarabianie na moich inwestycjach.

Tyle o mnie, wyszło tego dość sporo, ale dla was też coś mam. Dobra rada. Spróbujcie przez kilka miesięcy odkładać mały procent dochodów. Niech to będzie nawet 1% na początek. Systematycznie. Najlepiej na jakieś osobne konto, w bezpieczne fundusze pieniężne, albo nawet do skarpety. Zapewniam, że przez pół roku nie zauważycie ubytku tych pieniędzy. Natomiast po pół roku będziecie mieć miłą niespodziankę. I to od was będzie zależało, co dalej z tą kasą zrobicie. Obiadek w drogiej restauracji? Nowy ciuch? Jakiś gadżet? A może lepiej zainwestować w coś, co przyniesie zysk? Jeżeli macie jakieś pomysły - dajcie znać. A może już macie podobny sposób na oszczędzanie? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach.

Poczytajcie sobie te blogi i dobre rady w nich umieszczone. Oczywiście do wszystkiego trzeba podchodzić po swojemu i nie każda rada aplikuje się do każdej sytuacji. Dlatego, czytajcie ze zrozumieniem.