środa, 8 kwietnia 2009

Spłaciliśmy kartę kredytową

Jakoś umknęła ta informacja w natłoku wielu innych i, pozornie nieistotna, nie pojawiła się w poprzednich wpisach, mimo, że już kilka dni od tego faktu minęło. Jej nieistotność rzeczywiście jest pozorna, bo okazuje się, że żeby dostać kredyt na jakąś astronomiczną kwotę celem zakupienia czegoś idealnego, jak dowiedział się dziś Tata w jednym z banków, musimy wykazać się brakiem zobowiązań finansowych w stosunku do innych banków. Nie jest to oczywiście jedyny warunek, inne to na przykład ukrycie wydatków na samochód, wliczenie premii do wypłaty, załatwienie rozdzielności majątkowej i obowiązkowo spłata rozłożona na pół tysiąca rat.

Wracając do karty. O tym, że warto zrobić wpis o pozbyciu się tego obciążenia, przypomniał nam AppFunds na swoim blogu. Bo nie chodzi tu bynajmniej o taką zwykłą spłatę. To coś więcej. To jest spłata bez konieczności zaciągania kolejnego kredytu. Jak wszyscy wiemy, karty kredytowe dają nam możliwość pożyczenia od banku pieniędzy na pewien procent. Inaczej nie nazywałaby się "kredytowa". Jest to oczywiście bardzo wygodne dla użytkownika, dając mu możliwość kupienia czegoś, na co go w danej chwili nie stać, a być może będzie go stać w przyszłości. Kredyt taki jest często bardzo wysoko oprocentowany, choć zdarzają się wyjątki. Ze względu na to wysokie oprocentowanie, karty kredytowe, mimo swoich zalet, nie cieszyłyby się tak dużym zainteresowaniem, gdyby nie tak zwany okres bez-odsetkowy. Banki, aby zachęcić swoich klientów do brania plastikowych kredytów, umożliwiają spłatę zadłużenia bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów, o ile spłata ta nastąpi nie później niż 30, 50, 54 albo i więcej dni od momentu dokonania transakcji. I tu jest haczyk pogrzebany.

Jeżeli jesteście rozsądnymi użytkownikami, karta kredytowa może Wam służyć. Jeżeli jednak nie zachowacie rozwagi, będziecie zmuszeni służyć jej. Jeżeli jesteście w stanie spłacić swoje zobowiązanie w stosunku do banku w czasie bez-odsetkowym, tracicie niewiele (w postaci opłaty za wydanie i corocznej opłaty za użytkowanie), ale jeżeli zrobicie to choćby dzień później, konsekwencje mogą być duże i z każdym kolejnym dniem będą rosnąć. I gdyby wszyscy byli rozsądni, zapewne bankom nie opłacałoby się udzielanie takich pożyczek. My początkowo myśleliśmy, że jesteśmy rozsądnymi użytkownikami naszej podstępnej karty kredytowej. Bo przecież spłacaliśmy zadłużenie w terminie, który gwarantował, że nie ponosiliśmy żadnych kosztów. Przez kilka lat utrzymywaliśmy taki stan rzeczy, i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że z miesiąca na miesiąc to zadłużenie było coraz większe i z każdej kolejnej wypłaty należało oddać bankowi coraz większą ilość złotówek. Wpadliśmy w spiralę. Spiralę zadłużenia. Można śmiało powiedzieć, że co miesiąc spłacaliśmy kredyt, zaciągnięty dwa miesiące wcześniej, zaciągając kolejny kredyt.

Wcale nie jest tak, że nam się to podobało. Wręcz przeciwnie, przyprawiało o ból zębów i obgryzione paznokcie. Po prostu co miesiąc trzeba było zapłacić taką kwotę, że to, co pozostało nie wystarczało na przeżycie do końca miesiąca, więc znów trzeba było użyć karty kredytowej. Kilka razy podejmowaliśmy bezskuteczne próby pozbycia się tego balastu. Aż do tego miesiąca. Dzięki systematycznemu podejściu do oszczędzania, o którym wspominaliśmy wcześniej, udało nam się odłożyć dużo więcej złotówek niż było potrzeba na pozbycie się tego plastikowego kamienia u szyi.

W ten sposób kilka dni temu ostatecznie rozprawiliśmy się z problemem jakim, niepostrzeżenie, stała się dla nas karta kredytowa. Ogólnie naszą przygodę można podsumować tak:
  • nie wydaliśmy na nią ani grosza, firma Taty pokryła koszty wydania i rocznych opłat i zawsze co miesiąc spłacaliśmy zadłużenie do zera
  • rzeczywiście, czasem się przydała, gdy kupowaliśmy coś, na co nie było nas stać, ale było nam potrzebne
  • kosztowała nas naprawdę dużo stresów, gdy trzeba było dla niej co miesiąc oddać pół wypłaty

Teraz, ten etap mamy już za sobą, możemy cieszyć się wypłatą w całej swej okazałości. Karta jest gotowa do likwidacji. Dzięki temu nasza zdolność kredytowa w oczach banków wzrośnie o kilkanaście stów. Może starczy na jakiś mebel.

Jeżeli Wy też macie taki niezauważalny problem w Waszych portfelach, nie obawiajcie się i natychmiast przystąpcie do pozbywania się go. To naprawdę może zaoszczędzić trochę pieniędzy, a na pewno usunie z Waszego życia co najmniej jeden problem.

Na koniec przypomnijmy sobie, jaki jest nasz cel, aby nie zniknął on nam z oczu zagrzebany gdzieś pod stosem planów mieszkań, wzorców umów kredytowych i arkuszy wypełnionych obliczeniami:
W tym roku kupujemy mieszkanie.

A to nasze zasoby, które będziemy pożytkować w trakcie osiągania naszego celu:
Tata - 1szt.
Mama - 1szt.
Dzieci - 2szt.
Kot - 1szt.
Tysiące PLNów leżących na koncie w banku - prawie 9szt.
Tysiące PLNów co miesiąc zasilających nasze konto w banku - 5 i pół szt (paradoksalnie, w stosunku do sytuacji za oknem, jakaś podwyżka miała tu miejsce).
Czas - 1,5szt (jak się chce to i parędziesiąt minut tygodniowo się znajdzie).
Determinacja - obecna (wbrew pozorom trochę nam się chce).

Tymczasem znikamy na kilka dni, aby w spokoju i w rodzinnym gronie, z dala od łącz internetowych, rozkoszując się otaczającą nas przyrodą, której urodę uwydatnia przyjemna temperatura powietrza, odpocząć od trudów i znoju związanych z naszymi poszukiwaniami.

Życzymy Wam Wesołych Świąt!

1 komentarz: