niedziela, 11 października 2009

Pomysłowy Bomblomil

Jesień już przyszła. Widać to gołym okiem za oknem. O ile jeszcze przedwczoraj dało się wyjść na zewnątrz, zebrać kiść żółtych, brunatnych, czerwonych, bordowych i brązowych liści, zapakować je pod antyramkę oraz do szklanego wazonu, o tyle wczoraj taka sztuka nam się nie udała. Po 148 metrach, mokrzy i zmarznięci zawróciliśmy do domu. Tam, patrząc za okno, stwierdziliśmy bezapelacyjnie, że jesień już tu jest.
Zanim zaczniecie czytać dalej - ostrzeżenie. Ten wpis jest dedykowany głównie rodzicom dzieci w wieku głównie przedprzedszkolnym lub wczesnoprzedszkolnym. Być może znajdą tu jeszcze coś dla siebie faceci, którzy zawsze mają w sobie małe dziecko. Tacy jak Tata. Reszta, poza oczywistą przyjemnością obcowania ze słowem pisanym, nie znajdzie poniżej nic interesującego.
I w ten zawoalowany i jakże płynny sposób, łącząc powyższe dwa akapity, dochodzimy do tematu dzisiejszych rozważań. Czyli dzieci podczas jesieni. Jak wiadomo dzieci plus jesień to niekończące się pasmo błota prowadzące od drzwi wejściowych do każdego zakamarka mieszkania. Do tego koniecznie trzeba doliczyć również mokre ubrania, wodę w kaloszach, wodę w kieszeniach, wodę w kapturze, zmarznięte ręce, zmarznięte nogi, gorące czoło, katar, kaszel itd. itp.
Z drugiej strony, można dziecka nie wypuszczać z domu. Pomysł tylko z pozoru lepszy, bo, jak wiadomo, dziecko w domu, to dziecko, które wcześniej, czy później zaczyna się nudzić. A mieć nudzące się dziecko w domu to tak, jakby brać udział w filmie grozy. Pojawia się napięcie, które stopniowo narasta do granic wytrzymałości. I już po minucie można być pewnym, że zaraz coś się wydarzy. I to na pewno coś złego. Sami sprawdźcie, ile macie w domu noży, nożyczek, plastikowych torebek, sznurków, kabli pod napięciem, urządzeń elektrycznych, gniazdek, szklanek pełnych wrzątku, szklanych termometrów rtęciowych. A przecież przed nudzącym się dzieckiem nic nie da się ukryć...
Dlatego poniżej przygotowaliśmy kilka porad, co można wspólnie z dzieckiem robić w czasie, gdy wyjście na powietrze grozi poczuciem dyskomfortu, tak abyśmy wszyscy mieli przy tym odrobinę zabawy. Potrzebne będą flamastry, kartki, nożyczki, taśma klejąca, klej, jakieś śmieci, młotek, gwoździe, śrubokręt, kombinerki, wiertarka, woltomierz, zwój drutu, lutownica, plastry i bandaże. Lepsza jest też gaza jałowa niż wata lub lignina, ale o tym w którymś z następnych wpisów...
Warto mieć powyższe przybory przygotowane gdzieś w niedostępnym dla dzieci miejscu. Najlepiej do tego nadaje się inny budynek. Ewentualnie piwnica. Czasem wystarczy szafka. Koniecznie zamykana na klucz. A klucz schowany w niedostępnym dla dzieci miejscu. Najlepiej w innym budynku...
Przydałoby się również zajrzeć do archiwum, obejrzeć "Pomysłowego Dobromira", "MacGyvera", "Adama Słodowego" i poczytać "Bawię się budując modele". Dalej znajdziecie kilka zrealizowanych pomysłów związanych głównie, nie wiadomo czemu, z lataniem, które, jak do tej pory skutecznie wprowadzaliśmy w życie i które, jak do tej pory, pozwalały na kilka godzin zapomnieć o istnieniu Starszego Brata i Taty.
Po pierwsze, samolociki z papieru. Hit nieustający. Proste, łatwe i przyjemne w wykonaniu. Przy odrobinie szczęścia zabawa na kilka dni. Samolociki można pokolorować, albo powyklejać. Jak się znudzą, można je polać wodą i zrobić z nich wielką, mokrą kulę z papieru o nieznanych zastosowaniach.
Kontynuując temat, samolot, dużo większy, można zrobić z dużego kartonowego pudełka po stole z IKEI. Karton trzeba odpowiednio pociąć i posklejać taśmą. Najlepiej, jeżeli samolot jest wystarczająco duży, żeby mały się do niego zmieścił. Trochę zabawy przy tym jest. Można w podłodze zrobić dziurę i przymocować paski, pełniące rolę szelek. Strój na Halloween jak się patrzy, pod warunkiem dorysowania po bokach płomieni i skaczących ludzików.
Kawałek torebki foliowej, nitki i lekki ciężarek wystarczą aby mieć wolno opadający spadochron.
Natomiast stary flamaster, gumka do włosów, drucik i nieśmiertelna taśma klejąca po odpowiednich machinacjach przerodzą się w latający helikopter.
Jak ktoś nie lubi podniebnych wojaży, może ze starej, drewnianej, ikeowskiej suszarki do naczyń zrobić półmetrowej wysokości dźwig. Wystarczy dodać korbkę, sznurek i haczyk i dziecko mamy z głowy na wiele godzin.
Zabawa w kąpieli, mimo, że również grozi zamoczeniem, bądź wręcz zalaniem całej łazienki, może być bardziej interesująca, gdy zamiast wody lejącej się z kranu, pokażemy dzieciakom, jak działa zasada naczyń połączonych. Wystarczy umieścić gdzieś wyżej pojemnik z wodą i włożyć do niego jeden koniec rurki wyrwanej z wozu strażackiego. Drugi koniec trzymamy poniżej lustra wody. Po zassaniu, woda będzie sama wypływać z wyższego pojemnika. Należy jednak zwrócić uwagę, gdzie nasza pociecha kieruje drugi koniec węża. W naszym przypadku, zupełnie niespodziewanie, w zasięgu dziecka siedzącego w wannie znalazł się kosz z praniem. Dlatego zwróćcie koniecznie uwagę na wszelkie przedmioty, które chcielibyście zachować w stanie suchym, znajdujące się w promieniu czterech metrów od epicentrum.
Oczywiście, do zabawy można również użyć telewizora, książeczek, kolorowanek, wycinanek, samochodzików, klocków, migających i wyjących zabawek, pociągów z torami pod górę, plasteliny, modeliny, ciastoliny i czego sobie tylko zażyczymy i co tylko znajdziemy w sklepie z zabawkami. Ale prawda jest taka, że to właśnie te zabawki, które same zrobimy cieszyć będą najbardziej. Może niekoniecznie nasze dzieci, ale na pewno nas.
A jakie Wy macie pomysły na jesienne zabawy z dziećmi? Tata przebąkuje ostatnio coś o latającym modelu samolotu na baterie. Już nawet zakupił lutownicę i wymontował silniczki i kabelki z kolejki i autka...

0 komentarze:

Prześlij komentarz