środa, 25 marca 2009

W oczekiwaniu na wiosnę

Niby już jest, ale tak naprawdę to jeszcze jej nie widać. Niby kalendarz podpowiada, że to już, a jednak widok białych połaci za oknem jakoś temu przeczy. Wiosna powinna już wdzierać się do naszych mieszkań przez otwarte szeroko okna, delikatnym powiewem nagrzanego słońcem powietrza. Tym czasem nasze oczy skazane są na widok płatków śniegu gwałtownie pokrywających trawniki, które trawnikami są tylko z nazwy, bo właśnie słońca im trochę brakuje, aby nabrać delikatnej zielonej barwy.

Jesteśmy spragnieni wiosny do tego stopnia, że postanowiliśmy te kilka dni, które nas od niej dzielą przepracować na jak najwyższych obrotach, aby jak najmniej czasu poświęcić na dobijanie się temperaturami, które same z siebie już dobiły do zera. Za tym samobójczym postanowieniem kryje się ciężka harówka związana - z jednej strony z próbą, z góry skazaną na niepowodzenie, zachowania porządku w otaczającym nas wirze codziennych obowiązków, a z drugiej - z wyszukiwaniem podłóg, dobieraniem kolorów mebli, wirtualnym meblowaniem salonu, kuchni, sypialni, pokoju dzieciaków. Jakby tego było mało, Tata zabrał się za spamowanie deweloperów, czego skutkiem są trzy umówione wizyty na placach budów, jak również w wybudowanych już domach, połączone z fotografowaniem znajdujących się tam metrów kwadratowych powierzchni użytkowych.

Nie siedzimy z założonymi rękami i nie czekamy aż to wszystko samo się zrobi, bo choć zapewne mogłoby się samo zrobić (bo nie takie cuda się zdarzały) to jednak wolimy czuć tę samolubną satysfakcję, że to my sami doprowadziliśmy do tego. Niestety ten stan ciągłego wypełniania jakiś obowiązków jest okropnie wyczerpujący i już zaczęliśmy zauważać pewne oznaki zmęczenia, podkrążone oczy, obgryzione paznokcie, niedopite mleko, gruba warstwa kurzu na obecnie czytanej książce. Dlatego tak bardzo wyczekujemy wiosny, bo na pewno świeże, ciepłe, a przede wszystkim przesycone zapachami powietrze, da nam, jak co roku, kolejnego kopa, który pozwoli zapomnieć na jakiś czas o zmęczeniu.

W międzyczasie na wysokim, RPP'owym szczeblu kilku urzędników wzięło stopy i je obniżyło. W normalnej sytuacji na rynkach finansowych byłaby to dobra wiadomość. Niestety w dzisiejszych czasach obniżanie stóp, nie przynosi oczekiwanych skutków. Dlatego o kredyty hipoteczne jest coraz trudniej, a niektóre banki nawet całkiem rezygnują z ich przydzielania. I co my teraz zrobimy? Może się okazać, że znajdziemy to mieszkanie, które nam odpowiada, ale nie znajdzie się bank, który nam to mieszkanie kupi. Ale nie będziemy siedzieć w kąciku i płakać. Już pomału zabieramy się za namawianie banków na nasz kredycik. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Znacie może jakiś kurs negocjacji? Chyba by się nam przydał. Choć praktykę mamy już niezłą, a codzienne warsztaty prowadzone są przez najwyższej klasy już-prawie-trzyletniego specjalistę, i to na miejscu, bez wychodzenia z domu. Bodypainting i zabawa do białego rana gratis. Mamy nadzieję, że ze sprzedawcami i pośrednikami pójdzie nam łatwiej.

2 komentarze:

  1. "Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie" Taka książka tam jest dużo fajnych i prostych trikach jak odnieść sukces w negocjacjach :)
    Polecam szczególnie książkę w wersji audio

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za informację. Już zaczęliśmy jej słuchać. Entuzjazm, notatki... Niby z punktu widzenia sprzedawcy, ale tak naprawdę opisane sposoby dość uniwersalne i na pewno się przydadzą.

    OdpowiedzUsuń